![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Psychedelic Rock
Ilość torrentów:
35
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. I pomyśleć, że jeszcze 15 lat temu był to zespół kompletnie nieznany!!! Jedyny w dyskografii, a wydany niegdyś prywatnie w nakładzie... 200 egzemplarzy, jest wypadkową brzmień debiutu Beggars Opery, wczesnych Uriah Heep i wczesnych Genesis/Fruup - z typowym dla prywatnych tłoczeń, 'normalnym' wokalem. Mnóstwo dominujących organów Hammonda, sporo fajnych partii gitar i generalnie rzecz biorąc jest to sensacyjne odkrycie. Na dodatek jakość dźwięku jest niemal perfekcyjna, a zespół profesjonalny, więc jest pozycja wręcz obligatoryjna dla wszystkich fanów klasycznego, ciężkawego progresywnego grania z Wysp! Oryginalny album (wydany bez zdjęcia zespołu na froncie) nigdy nie pojawił się na Discogs, zaś w eBayu sprzedał się TRZY RAZY w CIĄGU OSTATNICH 10 LAT w cenach 3000-4000 euro! JL Mniej więcej dwa lata temu wyszła kompaktowa edycja jedynego albumu zupełnie nieznanej szkockiej grupy CAPTAIN MARRYAT stając się od razu wielką sensacją wśród miłośników muzyki z lat siedemdziesiątych. Kolekcjonerzy oszaleli na punkcie tej płyty, płacąc w ostatnim kwartale roku 2014 na ebayu za trzy oryginalne egzemplarze po 3000 – 3500 funtów każdy! I nie ma się temu co dziwić, gdyż generalnie rzecz ujmując jest to płytowe sensacyjne odkrycie. A jeśli jeszcze dodam, że album wydano w prywatnym nakładzie… 200 egzemplarzy(!) cena ta ma swą wartość. Oczywiście wersja CD na szczęście jest dużo tańsza i gorąco namawiam do jego kupowania. Nawet w „ciemno”. Tym bardziej, że jakość dźwięku jest perfekcyjna, a zespół naprawdę profesjonalny! Zespół powstał w 1971 roku w Glasgow w składzie: Jimmy Rorrison (perkusja, śpiew), Hugh Finnegan (bas, śpiew), Allan Bryce (organy, śpiew), Tommy Hendry (śpiew, gitara akustyczna) i Ian McEnely (gitara prowadząca i akustyczna). Swą nazwę zaczerpnęli z autentycznej postaci. Kapitan Frederick Marryat był bowiem angielskim dziewiętnastowiecznym żeglarzem, pisarzem, autorem nowel i powieści o tematyce marynistycznej i awanturniczej. Jego najbardziej znana powieść to „Okręt widmo”. Zapewne nuta romantyzmu jaka przewijała się w jego literaturze urzekła muzyków, bo i na ich albumie ten romantyzm jest wyczuwalny na milę. Lokalny sukces zawdzięczali koncertom w licznych klubach muzycznych, w tym w najbardziej wówczas popularnym w Glasgow w „Burns Howff”. To tu regularnie występowali też Alex Harvey Band, Nazareth, czy Beggars Opera. Podróżowali także po całej Szkocji, ale ich celem był Londyn i podpisanie kontraktu płytowego z wytwórnią EMI lub Chrysalis. Za pożyczone od przyjaciół pieniądze weszli do studia nagraniowego Thor by tam nagrać singla, z którym mogliby udać się do Londynu. Na nagranie całego albumu nie starczyło im po prostu pieniędzy! A jednak, kiedy właściciel studia Thor usłyszał ich muzykę pozwolił im skorzystać ze sprzętu nagraniowego, a zespół skwapliwie wykorzystał to w stu procentach. I tak za jednym podejściem zarejestrowali materiał, który w ilości 200 egzemplarzy został wytłoczony i rozprowadzany podczas ich koncertów. Dziś już wiemy, że po latach stał się kolekcjonerskim rarytasem. Płyta zatytułowana po prostu „Captain Marryat” ukazała się w 1974 roku. Album zawiera sześć kompozycji, z czego połowę skomponował organista Allan Bryce. I to właśnie organy Hammonda wybijają się na pierwszy plan w takich utworach jak „Blindness„, „It Happened To Me„, czy „Songwritter’s Lament” co raczej dziwić nie powinno. Ale mamy tu także sporo fajnych partii fuzzowanych gitar i „normalny” wokal. Taki spokojny, momentami refleksyjny, romantyczny. Jest w nim coś takiego specyficznego, że z miejsca przykuwa uwagę. Bliżej wokaliście do Donovana, niż do Roberta Planta, ale broń Boże to nie wada. To ogromna zaleta! Płytę zamyka kapitalny improwizowany jam „Dance Thor„. Psychodelia pełną gębą! Tego chce się słuchać na okrągło! Zespół trzyma bardzo wysoki poziom wykonawczy. I chociaż nie lubię porównań, to by przybliżyć gatunek w jakim się poruszał mogę wymienić wypadkową brzmień wczesnych Deep Purple, Uriah Heep, Genesis, Fruup i Beggars Opery szczególnie z jej debiutanckiego albumu. Klasyczne rock progresywne granie. Do dziś nie wiem, dlaczego zespół z takim potencjałem muzycznym przepadł w epoce. Żadna z wymienionych wyżej wytwórni nie zainteresowała się płytą. W 1975 roku zespół rozwiązał się. Tommy Hendy wyemigrował pięć lat później do Kanady wcześniej jednak zawiązując z Ianem McElenym grupę Silver, która przetrwała ledwie pół roku. Historia Captain Marryat skończyła się definitywnie. Tylko fani starego rocka spowodowali, że o Szkotach z Glasgow świat muzyczny nie zapomniał! Zibi Captain Marryat was a Scottish band active from 1971 to 1975, with only one self-titled album to their credit, and an intense live activity almost exclusively in Scotland. The band comprised of Ian McEleny (Lead Guitar), Hugh Finnegan (Bass / Vocals), Jimmy Rorrison (Drums / Vocals), Tommy Hendry (Accoustic Guitar / Vocals) and Allan Bryce (Organ / Vocals). They took their name from a London author, and associate of Charles Dickens, Captain Frederick Marryat. It is interesting that they chose a friend of Dickens for their moniker, as the character of Uriah Heep comes from the Dickens novel David Copperfield. Their live activity was mainly concentrated in Scottish pubs and festivals always in their country, with very intense shows. Thanks to their performances the band got noticed by two well-known Scottish bands, Alex Harvey Band and Nazareth, who appreciated the sound. After a few years of live-only activity, in 1974 they released their only self-titled album via Thor Recordings, which was printed in only 200 copies, thus not allowing the band to establish itself in the music scene. A real shame as this LP is a masterpiece with Heavy Prog sounds, with the organ in great evidence, a solid sound and high quality ideas. The limited availability of the disc has made it become an object of desire for lovers and collectors over time, who only in 2010, at the first reissue, had the opportunity to buy it at affordable prices. In its original version, in fact, it reaches prices among the highest ever, touching the 3,000 pounds skins, as well as being hardly available on the market even at such high figures. Given the limited commercial success of the record, the band disbanded in 1975, and as already mentioned for many other artists in these editorials, it would have deserved better distribution. From 2010 to today the disc has been reissued 1 time on CD and 3 times on LP, giving it a new and above all greater visibility, also an unofficial CD reissue by a Russian label. A band that enters by right in this editorial on the hidden rarities of Prog, their only album is a Heavy Prog masterpiece, with organ-driven sounds and intense vocals and solid rhythmic sessions. The quality of the mixing and mastering is also of a high standard. Jacopo Vigezzi ..::TRACK-LIST::.. 1. Blindness 5:10 2. It Happened To Me 8:11 3. A Friend 4:32 4. Songwriter's Lament 6:20 5. Changes 2:45 6. Dance Of Thor 6:53 ..::OBSADA::.. Bass, Vocals - Hugh Finnegan Lead Guitar, Acoustic Guitar - Ian McEleny Organ, Vocals - Allan Bryce Vocals, Acoustic Guitar - Tommy Hendry Vocals, Drums - Jimmy Rorrison https://www.youtube.com/watch?v=5anYEEQrX20 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-28 17:49:58
Rozmiar: 78.49 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. I pomyśleć, że jeszcze 15 lat temu był to zespół kompletnie nieznany!!! Jedyny w dyskografii, a wydany niegdyś prywatnie w nakładzie... 200 egzemplarzy, jest wypadkową brzmień debiutu Beggars Opery, wczesnych Uriah Heep i wczesnych Genesis/Fruup - z typowym dla prywatnych tłoczeń, 'normalnym' wokalem. Mnóstwo dominujących organów Hammonda, sporo fajnych partii gitar i generalnie rzecz biorąc jest to sensacyjne odkrycie. Na dodatek jakość dźwięku jest niemal perfekcyjna, a zespół profesjonalny, więc jest pozycja wręcz obligatoryjna dla wszystkich fanów klasycznego, ciężkawego progresywnego grania z Wysp! Oryginalny album (wydany bez zdjęcia zespołu na froncie) nigdy nie pojawił się na Discogs, zaś w eBayu sprzedał się TRZY RAZY w CIĄGU OSTATNICH 10 LAT w cenach 3000-4000 euro! JL Mniej więcej dwa lata temu wyszła kompaktowa edycja jedynego albumu zupełnie nieznanej szkockiej grupy CAPTAIN MARRYAT stając się od razu wielką sensacją wśród miłośników muzyki z lat siedemdziesiątych. Kolekcjonerzy oszaleli na punkcie tej płyty, płacąc w ostatnim kwartale roku 2014 na ebayu za trzy oryginalne egzemplarze po 3000 – 3500 funtów każdy! I nie ma się temu co dziwić, gdyż generalnie rzecz ujmując jest to płytowe sensacyjne odkrycie. A jeśli jeszcze dodam, że album wydano w prywatnym nakładzie… 200 egzemplarzy(!) cena ta ma swą wartość. Oczywiście wersja CD na szczęście jest dużo tańsza i gorąco namawiam do jego kupowania. Nawet w „ciemno”. Tym bardziej, że jakość dźwięku jest perfekcyjna, a zespół naprawdę profesjonalny! Zespół powstał w 1971 roku w Glasgow w składzie: Jimmy Rorrison (perkusja, śpiew), Hugh Finnegan (bas, śpiew), Allan Bryce (organy, śpiew), Tommy Hendry (śpiew, gitara akustyczna) i Ian McEnely (gitara prowadząca i akustyczna). Swą nazwę zaczerpnęli z autentycznej postaci. Kapitan Frederick Marryat był bowiem angielskim dziewiętnastowiecznym żeglarzem, pisarzem, autorem nowel i powieści o tematyce marynistycznej i awanturniczej. Jego najbardziej znana powieść to „Okręt widmo”. Zapewne nuta romantyzmu jaka przewijała się w jego literaturze urzekła muzyków, bo i na ich albumie ten romantyzm jest wyczuwalny na milę. Lokalny sukces zawdzięczali koncertom w licznych klubach muzycznych, w tym w najbardziej wówczas popularnym w Glasgow w „Burns Howff”. To tu regularnie występowali też Alex Harvey Band, Nazareth, czy Beggars Opera. Podróżowali także po całej Szkocji, ale ich celem był Londyn i podpisanie kontraktu płytowego z wytwórnią EMI lub Chrysalis. Za pożyczone od przyjaciół pieniądze weszli do studia nagraniowego Thor by tam nagrać singla, z którym mogliby udać się do Londynu. Na nagranie całego albumu nie starczyło im po prostu pieniędzy! A jednak, kiedy właściciel studia Thor usłyszał ich muzykę pozwolił im skorzystać ze sprzętu nagraniowego, a zespół skwapliwie wykorzystał to w stu procentach. I tak za jednym podejściem zarejestrowali materiał, który w ilości 200 egzemplarzy został wytłoczony i rozprowadzany podczas ich koncertów. Dziś już wiemy, że po latach stał się kolekcjonerskim rarytasem. Płyta zatytułowana po prostu „Captain Marryat” ukazała się w 1974 roku. Album zawiera sześć kompozycji, z czego połowę skomponował organista Allan Bryce. I to właśnie organy Hammonda wybijają się na pierwszy plan w takich utworach jak „Blindness„, „It Happened To Me„, czy „Songwritter’s Lament” co raczej dziwić nie powinno. Ale mamy tu także sporo fajnych partii fuzzowanych gitar i „normalny” wokal. Taki spokojny, momentami refleksyjny, romantyczny. Jest w nim coś takiego specyficznego, że z miejsca przykuwa uwagę. Bliżej wokaliście do Donovana, niż do Roberta Planta, ale broń Boże to nie wada. To ogromna zaleta! Płytę zamyka kapitalny improwizowany jam „Dance Thor„. Psychodelia pełną gębą! Tego chce się słuchać na okrągło! Zespół trzyma bardzo wysoki poziom wykonawczy. I chociaż nie lubię porównań, to by przybliżyć gatunek w jakim się poruszał mogę wymienić wypadkową brzmień wczesnych Deep Purple, Uriah Heep, Genesis, Fruup i Beggars Opery szczególnie z jej debiutanckiego albumu. Klasyczne rock progresywne granie. Do dziś nie wiem, dlaczego zespół z takim potencjałem muzycznym przepadł w epoce. Żadna z wymienionych wyżej wytwórni nie zainteresowała się płytą. W 1975 roku zespół rozwiązał się. Tommy Hendy wyemigrował pięć lat później do Kanady wcześniej jednak zawiązując z Ianem McElenym grupę Silver, która przetrwała ledwie pół roku. Historia Captain Marryat skończyła się definitywnie. Tylko fani starego rocka spowodowali, że o Szkotach z Glasgow świat muzyczny nie zapomniał! Zibi Captain Marryat was a Scottish band active from 1971 to 1975, with only one self-titled album to their credit, and an intense live activity almost exclusively in Scotland. The band comprised of Ian McEleny (Lead Guitar), Hugh Finnegan (Bass / Vocals), Jimmy Rorrison (Drums / Vocals), Tommy Hendry (Accoustic Guitar / Vocals) and Allan Bryce (Organ / Vocals). They took their name from a London author, and associate of Charles Dickens, Captain Frederick Marryat. It is interesting that they chose a friend of Dickens for their moniker, as the character of Uriah Heep comes from the Dickens novel David Copperfield. Their live activity was mainly concentrated in Scottish pubs and festivals always in their country, with very intense shows. Thanks to their performances the band got noticed by two well-known Scottish bands, Alex Harvey Band and Nazareth, who appreciated the sound. After a few years of live-only activity, in 1974 they released their only self-titled album via Thor Recordings, which was printed in only 200 copies, thus not allowing the band to establish itself in the music scene. A real shame as this LP is a masterpiece with Heavy Prog sounds, with the organ in great evidence, a solid sound and high quality ideas. The limited availability of the disc has made it become an object of desire for lovers and collectors over time, who only in 2010, at the first reissue, had the opportunity to buy it at affordable prices. In its original version, in fact, it reaches prices among the highest ever, touching the 3,000 pounds skins, as well as being hardly available on the market even at such high figures. Given the limited commercial success of the record, the band disbanded in 1975, and as already mentioned for many other artists in these editorials, it would have deserved better distribution. From 2010 to today the disc has been reissued 1 time on CD and 3 times on LP, giving it a new and above all greater visibility, also an unofficial CD reissue by a Russian label. A band that enters by right in this editorial on the hidden rarities of Prog, their only album is a Heavy Prog masterpiece, with organ-driven sounds and intense vocals and solid rhythmic sessions. The quality of the mixing and mastering is also of a high standard. Jacopo Vigezzi ..::TRACK-LIST::.. 1. Blindness 5:10 2. It Happened To Me 8:11 3. A Friend 4:32 4. Songwriter's Lament 6:20 5. Changes 2:45 6. Dance Of Thor 6:53 ..::OBSADA::.. Bass, Vocals - Hugh Finnegan Lead Guitar, Acoustic Guitar - Ian McEleny Organ, Vocals - Allan Bryce Vocals, Acoustic Guitar - Tommy Hendry Vocals, Drums - Jimmy Rorrison https://www.youtube.com/watch?v=5anYEEQrX20 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-28 17:46:07
Rozmiar: 217.16 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nowa, limitowana edycja jednej z najlepszych płyt w tym sklepie (mowa o sklepie, w którym kupuję krążki-FA) i zarazem kwintesencja ambitnego, a przy tym melodyjnego grania z końca lat 60-tych! Wydany latem 1969 roku debiutancki i autentycznie kultowy album Andwelli (dwa kolejne tytuły powstały już pod skróconą nazwą) to obłędne połączenie psychodelicznej stylistyki spod znaku wczesnych Procol Harum, pierwszych dwóch płyt Family i Traffic oraz więcej niż szczypty późnych The Beatles z okresu 'Abbey Road'. Oryginalną, trwającą blisko 50 minut płytę (w idealnej, brytyjskiej edycji CBS Records wartą blisko... 2000 euro!!!) wypełniały relatywnie krótkie, ale bardzo treściwe nagrania trwające średnio po 4 minuty. Dodatkowo zamieszczono dwa nagrania singlowe z 1969 oraz dwa kawałki z 1970 roku. To jest najlepiej brzmiąca edycja - lepsza niż wersja Sunbeam Records. Album „Love And Poetry” grupy ANDWELLA’S DREAM uwiódł mnie od pierwszego przesłuchania, od jej pierwszych dźwięków. Zadurzyłem się w nim na amen i chyba dlatego tak długo zwlekałem z jego prezentacją. Zadanie nie należy bowiem do łatwych. Jak obiektywnie i bez nadmiernych emocji opisać coś, co kocha się mocno i bez pamięci? Jak przelać na papier emocje i uczucia, by nie wyszedł z tego banał trącący infantylizmem? Postaram się ograniczyć do niezbędnego minimum wszelkie „ochy” i „achy”, jeśli jednak w którymś momencie mocno się zapędzę – proszę o wyrozumiałość. Czasem rządzą mną emocje. A tak na marginesie – zdecydowanie wolę błąd entuzjasty, niż obojętność mędrca. Płyta „Love And Poetry” to jedna z najlepszych pozycji w swoim gatunku i zarazem kwintesencja grania końca lat 60-tych. Jak w soczewce skupia się w niej to, co na brytyjskiej scenie dopiero się wykluwało (rock progresywny) oraz to, co powoli odchodziło do lamusa (psychodelia). Pomost łączący dwa muzyczne brzegi. O takich płytach jak ta mówiło się, że zostały zatrzymane w czasie... W 1967 roku w Belfaście (Irlandia Pn.) istniało trio The Method, której liderem był gitarzysta i wokalista Dave Lewis – bez wątpienia jeden z najbardziej utalentowanych twórców brytyjskiego, muzycznego undergroundu. Zespół często gościł w znanym klubie The Maritime. W tym samym, do którego wpadał młodziutki Gary Moore, by z kolegami wypić piwo, pogadać o życiu, dziewczynach i muzyce. A także by posłuchać ówczesnej lokalnej gwiazdy – grupy Them z Vanem Morrisonem. Rok później The Method postanowili opuścić rodzinne miasto i wyjechać do Londynu. W ostatniej chwili z wyjazdu zrezygnował basista Paul Hanna. Po kilku tygodniach pobytu w stolicy „…z tęsknoty za domem i rodziną” zespół opuścił także perkusista Wilgar Campbell. Na ich miejsce Lewis dość szybko znalazł nowych muzyków i już pod nową nazwą, jako ANDWELLA’S DREAM, podpisał kontrakt płytowy z CBS Records. Wchodząc do studia nagraniowego ze swoimi kompozycjami gitarzyście towarzyszyli Nigel Portman Smith (bg) i Gordon Barton (dr). Dodam, że do tego skromnego grona gościnnie dołączył także Bob Downes, muzyk znany ze współpracy z Egg, który zagrał na flecie, instrumentach perkusyjnych, chińskich dzwoneczkach i tam tamie. Zrobił to charytatywnie, w imię starej przyjaźni. Gotowy album ukazał się na rynku latem 1969 roku. „Love And Poetry” zawiera muzykę melodyjną, z rozmytymi partiami czy to gitary, czy fletu mającą w sobie jednak dość energii, by zbliżyć się do cięższych brzmień (ekspresyjna solówka lidera w utworze „Sunday”). Słychać tu całą gamę przeróżnych wpływów: psychodelię, ambitny pop, folk, a nawet heavy metal. To już właściwie był rock progresywny, choć nie ma tutaj rozbudowanych kompozycji – zazwyczaj nie przekraczały one nawet czterech minut. A jednak muzycy potrafili z nich stworzyć autentycznie jednolitą, przemyślaną całość. Już pierwsze nagranie „The Days Grew Longer For Love” po krótkim akustycznym intro z miejsca wprowadza mnie w odpowiedni nastrój. Atmosferyczny, wpadający w ucho początek zburzony zostaje nagłym, gwałtownym wejściem dwóch grających długie, melodyjne sola gitar, jakby zwiastujące nadejście Wishbone Ash – a potem od nowa! Gęsia skóra po raz pierwszy na moim ciele. I nie po raz ostatni. W zasadzie każdy z trzynastu utworów zamieszczonych na tym albumie zasługuje na wyróżnienie. Niemal hardrockowy „Sunday” to znowu świetne wyraziste gitary, mocna sekcja rytmiczna plus krzykliwy śpiew. Tyle w nim surowej agresji, że rozsadza głośniki! Tajemniczy, ozdobiony orientalnym fletem, poprzedzony introdukcją wykorzystującą brzmienie gongu i instrumentów perkusyjnych, a zarazem uroczy i refleksyjny jest „Lost A Number Found A King”. Dalej mamy przyprawiony ostrym solem gitary przebojowy, folkujący „Man Without A Name”; nawiązujący do estetyki Traffic mocno psychodeliczny „Clockword Man” z efektami dźwiękowymi, organami i gitarą akustyczną, oraz kapitalny „Cocaine” z jazzującym brzmieniem gitary i organów z hipnotycznie swingującymi partiami basu i perkusji. Jak widać dzieje się na tej płycie, oj dzieje! A to dopiero pierwsza odsłona albumu... Drugą stronę otwierał pełen wdzięku, gitarowy „Shades Of Grey”. Broń Boże nie słuchajcie tego numeru prowadząc samochód. Można się w nim totalnie zasłuchać odlatując przy tym w inny wymiar czasu i przestrzeni. Rytmiczny „High On The Mountain” zaśpiewany i zagrany na totalnym luzie ma coś z klimatu The Beatles. A tuż po nim kolejne arcydzieło – „Andwella”. Doskonały, nawiązujący do muzyki klasycznej numer oparty na współbrzmieniu Hammondów i gitary, ozdobiony niebanalną melodyką. Soczyste psycho-progresywne granie w klimacie Velvett Fogg i Procol Harum. Obłęd w oczach, ciary na plecach! Delikatny, chwytający za serce „Midday Sun” z pięknymi harmoniami wokalnymi ociera się o beatlesowskie „Don’t Let Me Down”. „Take My Road” wzbogacono natomiast brzmieniem skrzypiec i jak kilka innych fragmentów płyty posiada folkowy charakter. Jest to jeszcze ten psychodeliczny folk, który zacznie być coraz częściej wykorzystywany przez inne zespoły; już za chwilę, choćby za sprawą Fairport Convention, przemieni się w folk rock i stanie się odrębnym stylem muzycznym. W nagraniu „Felix” mała niespodzianka: za bębnami słyszmy pierwszego perkusistę Wilgera Campbella. To kapitalny, z wszelkiego rodzaju przesterami, mocno zagęszczony utwór bliski dokonaniom Traffic i Procol Harum. Nieszablonowa, a jednocześnie na swój sposób przebojowa piosenka; takich mogę słuchać bez końca. Kończy płytę „Goodbye” – dwuminutowa, nastrojowa ballada zagrana na gitarze akustycznej, zaśpiewana ciepłym, miękkim głosem, po której pozostaje żal, że to już koniec płyty. Koniec doskonałego albumu o czarującym, nieco baśniowym nastroju... Mam ogromny żal do szefów CBS Records za to, że „odpuścili” (nie po raz pierwszy zresztą) promowanie płyty i zespołu, przez co album „Love And Poetry” sprzedał się wówczas w minimalnym nakładzie. Dziś oryginalny longplay wart 1000€ jest wielkim rarytasem i poszukiwany „niemal przez wszystkich”. Warto więc zainwestować w dużo tańszą reedycję kompaktową np. wytwórni Green Tree, która zawiera dwa bonusy. W 1970 roku zespół ANDWELLA’S DREAM zmienił wytwórnię, skład, oraz skrócił nazwę na ANDWELLA. Pod tym szyldem wydał dwa albumy: „World’s End” (1970) i „People’s People” (1971) po czym rozwiązał się Ale to już temat na inną opowieść... Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. The Days Grew Longer For Love 3:53 2. Sunday 3:11 3. Lost A Number, Found A King (Flute, Bells [Chinese Bells], Tam-tam, Finger Cymbals, Percussion [Dry Leaves], Ti-tse [Chinese Bamboo Flute]-Bob Downes) 5:59 4. Man Without A Name 2:41 5. Clockwork Man 2:40 6. Cocaine 4:58 7. Shades Of Grey 3:35 8. High On A Mountain 2:30 9. Andwella 3:14 10. Midday Sun 3:40 11. Take My Road 3:21 12. Felix (Drums-Wilgar Campbell) 4:17 13. Goodbye 2:17 Bonus Tracks: 14. Mrs. Man (45 A-side, 1969) 15. Mr. Sunshine (45 B-side, 1969) 16. Every Little Minute (45 A-side, 1970) 17. Micheal FitzHenry (45 B-side, 1970) ..::OBSADA::.. Guitar, Piano, Organ, Vocals - Dave Lewis Drums - Gordon Barton Bass, Vocals - Nigel Smith https://www.youtube.com/watch?v=1rEcnpplYjI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-27 20:30:42
Rozmiar: 147.23 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nowa, limitowana edycja jednej z najlepszych płyt w tym sklepie (mowa o sklepie, w którym kupuję krążki-FA) i zarazem kwintesencja ambitnego, a przy tym melodyjnego grania z końca lat 60-tych! Wydany latem 1969 roku debiutancki i autentycznie kultowy album Andwelli (dwa kolejne tytuły powstały już pod skróconą nazwą) to obłędne połączenie psychodelicznej stylistyki spod znaku wczesnych Procol Harum, pierwszych dwóch płyt Family i Traffic oraz więcej niż szczypty późnych The Beatles z okresu 'Abbey Road'. Oryginalną, trwającą blisko 50 minut płytę (w idealnej, brytyjskiej edycji CBS Records wartą blisko... 2000 euro!!!) wypełniały relatywnie krótkie, ale bardzo treściwe nagrania trwające średnio po 4 minuty. Dodatkowo zamieszczono dwa nagrania singlowe z 1969 oraz dwa kawałki z 1970 roku. To jest najlepiej brzmiąca edycja - lepsza niż wersja Sunbeam Records. Album „Love And Poetry” grupy ANDWELLA’S DREAM uwiódł mnie od pierwszego przesłuchania, od jej pierwszych dźwięków. Zadurzyłem się w nim na amen i chyba dlatego tak długo zwlekałem z jego prezentacją. Zadanie nie należy bowiem do łatwych. Jak obiektywnie i bez nadmiernych emocji opisać coś, co kocha się mocno i bez pamięci? Jak przelać na papier emocje i uczucia, by nie wyszedł z tego banał trącący infantylizmem? Postaram się ograniczyć do niezbędnego minimum wszelkie „ochy” i „achy”, jeśli jednak w którymś momencie mocno się zapędzę – proszę o wyrozumiałość. Czasem rządzą mną emocje. A tak na marginesie – zdecydowanie wolę błąd entuzjasty, niż obojętność mędrca. Płyta „Love And Poetry” to jedna z najlepszych pozycji w swoim gatunku i zarazem kwintesencja grania końca lat 60-tych. Jak w soczewce skupia się w niej to, co na brytyjskiej scenie dopiero się wykluwało (rock progresywny) oraz to, co powoli odchodziło do lamusa (psychodelia). Pomost łączący dwa muzyczne brzegi. O takich płytach jak ta mówiło się, że zostały zatrzymane w czasie... W 1967 roku w Belfaście (Irlandia Pn.) istniało trio The Method, której liderem był gitarzysta i wokalista Dave Lewis – bez wątpienia jeden z najbardziej utalentowanych twórców brytyjskiego, muzycznego undergroundu. Zespół często gościł w znanym klubie The Maritime. W tym samym, do którego wpadał młodziutki Gary Moore, by z kolegami wypić piwo, pogadać o życiu, dziewczynach i muzyce. A także by posłuchać ówczesnej lokalnej gwiazdy – grupy Them z Vanem Morrisonem. Rok później The Method postanowili opuścić rodzinne miasto i wyjechać do Londynu. W ostatniej chwili z wyjazdu zrezygnował basista Paul Hanna. Po kilku tygodniach pobytu w stolicy „…z tęsknoty za domem i rodziną” zespół opuścił także perkusista Wilgar Campbell. Na ich miejsce Lewis dość szybko znalazł nowych muzyków i już pod nową nazwą, jako ANDWELLA’S DREAM, podpisał kontrakt płytowy z CBS Records. Wchodząc do studia nagraniowego ze swoimi kompozycjami gitarzyście towarzyszyli Nigel Portman Smith (bg) i Gordon Barton (dr). Dodam, że do tego skromnego grona gościnnie dołączył także Bob Downes, muzyk znany ze współpracy z Egg, który zagrał na flecie, instrumentach perkusyjnych, chińskich dzwoneczkach i tam tamie. Zrobił to charytatywnie, w imię starej przyjaźni. Gotowy album ukazał się na rynku latem 1969 roku. „Love And Poetry” zawiera muzykę melodyjną, z rozmytymi partiami czy to gitary, czy fletu mającą w sobie jednak dość energii, by zbliżyć się do cięższych brzmień (ekspresyjna solówka lidera w utworze „Sunday”). Słychać tu całą gamę przeróżnych wpływów: psychodelię, ambitny pop, folk, a nawet heavy metal. To już właściwie był rock progresywny, choć nie ma tutaj rozbudowanych kompozycji – zazwyczaj nie przekraczały one nawet czterech minut. A jednak muzycy potrafili z nich stworzyć autentycznie jednolitą, przemyślaną całość. Już pierwsze nagranie „The Days Grew Longer For Love” po krótkim akustycznym intro z miejsca wprowadza mnie w odpowiedni nastrój. Atmosferyczny, wpadający w ucho początek zburzony zostaje nagłym, gwałtownym wejściem dwóch grających długie, melodyjne sola gitar, jakby zwiastujące nadejście Wishbone Ash – a potem od nowa! Gęsia skóra po raz pierwszy na moim ciele. I nie po raz ostatni. W zasadzie każdy z trzynastu utworów zamieszczonych na tym albumie zasługuje na wyróżnienie. Niemal hardrockowy „Sunday” to znowu świetne wyraziste gitary, mocna sekcja rytmiczna plus krzykliwy śpiew. Tyle w nim surowej agresji, że rozsadza głośniki! Tajemniczy, ozdobiony orientalnym fletem, poprzedzony introdukcją wykorzystującą brzmienie gongu i instrumentów perkusyjnych, a zarazem uroczy i refleksyjny jest „Lost A Number Found A King”. Dalej mamy przyprawiony ostrym solem gitary przebojowy, folkujący „Man Without A Name”; nawiązujący do estetyki Traffic mocno psychodeliczny „Clockword Man” z efektami dźwiękowymi, organami i gitarą akustyczną, oraz kapitalny „Cocaine” z jazzującym brzmieniem gitary i organów z hipnotycznie swingującymi partiami basu i perkusji. Jak widać dzieje się na tej płycie, oj dzieje! A to dopiero pierwsza odsłona albumu... Drugą stronę otwierał pełen wdzięku, gitarowy „Shades Of Grey”. Broń Boże nie słuchajcie tego numeru prowadząc samochód. Można się w nim totalnie zasłuchać odlatując przy tym w inny wymiar czasu i przestrzeni. Rytmiczny „High On The Mountain” zaśpiewany i zagrany na totalnym luzie ma coś z klimatu The Beatles. A tuż po nim kolejne arcydzieło – „Andwella”. Doskonały, nawiązujący do muzyki klasycznej numer oparty na współbrzmieniu Hammondów i gitary, ozdobiony niebanalną melodyką. Soczyste psycho-progresywne granie w klimacie Velvett Fogg i Procol Harum. Obłęd w oczach, ciary na plecach! Delikatny, chwytający za serce „Midday Sun” z pięknymi harmoniami wokalnymi ociera się o beatlesowskie „Don’t Let Me Down”. „Take My Road” wzbogacono natomiast brzmieniem skrzypiec i jak kilka innych fragmentów płyty posiada folkowy charakter. Jest to jeszcze ten psychodeliczny folk, który zacznie być coraz częściej wykorzystywany przez inne zespoły; już za chwilę, choćby za sprawą Fairport Convention, przemieni się w folk rock i stanie się odrębnym stylem muzycznym. W nagraniu „Felix” mała niespodzianka: za bębnami słyszmy pierwszego perkusistę Wilgera Campbella. To kapitalny, z wszelkiego rodzaju przesterami, mocno zagęszczony utwór bliski dokonaniom Traffic i Procol Harum. Nieszablonowa, a jednocześnie na swój sposób przebojowa piosenka; takich mogę słuchać bez końca. Kończy płytę „Goodbye” – dwuminutowa, nastrojowa ballada zagrana na gitarze akustycznej, zaśpiewana ciepłym, miękkim głosem, po której pozostaje żal, że to już koniec płyty. Koniec doskonałego albumu o czarującym, nieco baśniowym nastroju... Mam ogromny żal do szefów CBS Records za to, że „odpuścili” (nie po raz pierwszy zresztą) promowanie płyty i zespołu, przez co album „Love And Poetry” sprzedał się wówczas w minimalnym nakładzie. Dziś oryginalny longplay wart 1000€ jest wielkim rarytasem i poszukiwany „niemal przez wszystkich”. Warto więc zainwestować w dużo tańszą reedycję kompaktową np. wytwórni Green Tree, która zawiera dwa bonusy. W 1970 roku zespół ANDWELLA’S DREAM zmienił wytwórnię, skład, oraz skrócił nazwę na ANDWELLA. Pod tym szyldem wydał dwa albumy: „World’s End” (1970) i „People’s People” (1971) po czym rozwiązał się Ale to już temat na inną opowieść... Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. The Days Grew Longer For Love 3:53 2. Sunday 3:11 3. Lost A Number, Found A King (Flute, Bells [Chinese Bells], Tam-tam, Finger Cymbals, Percussion [Dry Leaves], Ti-tse [Chinese Bamboo Flute]-Bob Downes) 5:59 4. Man Without A Name 2:41 5. Clockwork Man 2:40 6. Cocaine 4:58 7. Shades Of Grey 3:35 8. High On A Mountain 2:30 9. Andwella 3:14 10. Midday Sun 3:40 11. Take My Road 3:21 12. Felix (Drums-Wilgar Campbell) 4:17 13. Goodbye 2:17 Bonus Tracks: 14. Mrs. Man (45 A-side, 1969) 15. Mr. Sunshine (45 B-side, 1969) 16. Every Little Minute (45 A-side, 1970) 17. Micheal FitzHenry (45 B-side, 1970) ..::OBSADA::.. Guitar, Piano, Organ, Vocals - Dave Lewis Drums - Gordon Barton Bass, Vocals - Nigel Smith https://www.youtube.com/watch?v=1rEcnpplYjI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-27 20:26:17
Rozmiar: 409.64 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. To jest limitowana, europejska reedycja genialnego, psych-progresywnego, brytyjskiego albumu - wraz z czterema utworami dodatkowymi, nagranymi w 1968 pod nazwą Uriel (bez gitarzysty w składzie). Wydany oryginalnie w 1969 roku, jeden z najbardziej legendarnych i wręcz powalających psychodelicznych albumów w historii rocka był połączeniem stylistyki wczesnych Pink Floyd, nieistniejących jeszcze Hawkwind (z okresu debiutu), szczypty elektrycznego bluesa i fascynujących, kosmicznych improwizacji na gitarę i mocno rozkręcone Hammondy. Pod tą tajemniczą nazwą kryła się oczywiście progresywna formacja Egg oraz 18-letni wówczas gitarzysta Steve Hillage (potem w Khan i Gong). Skromny, ale wypełniony treścią booklet zawiera projekty graficzne z oryginalnych winylowych wydań - w tym rzadką, tylną okładkę edycji hiszpańskiej z urokliwą, psychodeliczną łodzią podwodną. Doskonały dźwięk! Z tą grupą jest naprawdę ciekawa sprawa. Już samo to, że została utworzona na JEDEN dzień (dosłownie!) wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Ten jeden dzień spędziła w studiu nagraniowym, by zarejestrować materiał muzyczny. Dodam – FENOMENALNY materiał, który stał się sensacją brytyjskiego rocka progresywnego po wsze czasy! A gdy dodam, że zrobili to muzycy, którzy mieli wówczas po osiemnaście lat, ktoś z boku popuka się w czoło i powie: „Eee, niemożliwe!” A jednak… Cofnijmy się w czasie o dwa lata, do roku 1967. To właśnie wtedy, w renomowanej City Of London School, wokalista i gitarzysta Steve Hillage, basista Mont Campbell, grający na klawiszach Dave Stewart, oraz pozyskany przez ogłoszenie w „Melody Maker” perkusista Clive Brooks pod koniec tamtego roku utworzyli grupę URIEL. Uriel to imię jednego z biblijnych archaniołów, a inspiracją do nazwania tak zespołu, jak twierdzi Dave Stewart, był poemat Johna Miltona „Raj utracony”. Zadebiutowali w młodzieżowym klubie w Sheen. Na początku ich repertuar opierał się na coverach – głównie były to przeróbki Jimiego Hendrixa, Cream i The Nice. Jednak z czasem zaczęli tworzyć własny repertuar, a nawet nagrali płytę „demo” zatytułowaną „Egoman„. Nagrania URIEL długi czas skrywane w prywatnych archiwach muzyków doczekały się publikacji dopiero w grudniu 2007 roku na płycie „Arzachel Collectors Edition by Uriel” wydanej przez Egg Archive (CD69-7201)- wytwórnię należącą do członków grupy Egg/Arzachel. Znalazło się na niej sześć nagrań plus cała płyta ARZACHEL. Latem 1968r. po raz ostatni w tym składzie Uriel wystąpił na wyspie Wight w Ryde Castle Hotel, po czym Steve Hillage opuścił zespół. Powód? Gitarzysta skończył edukację w szkole średniej i podjął naukę na Kent University w Cantenbury. Pozostała trójka postanowiła kontynuować karierę. Dzięki przypadkowej znajomości z Billem Jellettem trio rozpoczęło występy w słynnym The Middle Earth Club, zmieniając nazwę na Egg (styczeń 1969). Chwilę później podpisują kontrakt z wytwórnią Decca i w maju wychodzi ich pierwsza (kapitalna!) płyta „Egg”. W tym samym czasie muzycy często odwiedzali bar kawowy na Gerrard Street. Wpadali tam na dobrą kawę, ciasto i pyszne lody, a także by pogawędzić sobie z żoną Billa Jelletta, która pracowała jako kelnerka. Tu poznali właściciela małego studia nagraniowego Evolution, Petera Wickera, który widział ich koncerty jeszcze gdy grali pod starą nazwą. Pewnego dnia pijąc kawę do kawiarni wszedł… Hillage, który właśnie przyjechał na wakacje po rocznym pobycie na uniwersytecie. Kiedy wspólnie dojadali porcję lodów, podekscytowana żona Jelletta oznajmiła im, że dzwoni Peter Wicker z bardzo interesującą dla nich propozycją: jeden z najbliższych dni ma wolny i gdyby co, jest do ich dyspozycji. Zasugerował przy tym, by nagrali coś w konwencji rocka psychodelicznego. Warunek był jeden: koszt nagrania wynosił 250 funtów i całość trzeba było zapłacić od ręki. Akurat z tym sobie poradzili. Ale był jeszcze jeden problem. Pod jakim szyldem powinny pojawić się na rynku te nagrania? Uriel formalnie nie istniał, a na użycie nazwy Egg nie pozwalała Decca. Muzycy znaleźli więc trzecie rozwiązanie: projekt ochrzcili nazwą ARZACHEL. Jak wyjaśnił potem Dave Stewart pochodzi ona od nazwy krateru na Księżycu, który nazwano na cześć hiszpańskiego astronoma pochodzenia arabskiego żyjącego w XI wieku (faktycznie nazywał się Al-Zarqali). Aby nie narazić się szefom Decci ukryli się pod wymyślnymi pseudonimami. I tak Dave Stewart został Samem Lee-Uff (tak jak jego szkolny profesor łaciny), Clive Brooks to Basil Dawning (znienawidzony nauczyciel matematyki), Steve Hillage przyjął nazwisko, które „dobrze nadawało się na próby mikrofonu” Simeon Sasparella, zaś Mont Campbell stał się na ten moment Njerogi Gategaką. Album nagrany na „setkę” w sobotnie popołudnie ukazał się w czerwcu 1969 roku. Płyta zawiera sześć dość zróżnicowanych utworów, Dominuje najprzedniejsza psychodelia; można w niej także dostrzec wpływy hard rocka, bluesa jak i garażowego brytyjskiego rocka z połowy lat 60-tych. Nasuwają się porównania do The Nice, Rare Bird, czy Procol Harum. Z tą jednak różnicą, że nagrania te … biją te wszystkie grupy razem wzięte na głowę intensywnością, polotem, wyobraźnią, niezliczona ilością pomysłów i niesamowitym, nieziemskim wręcz klimatem. Kocham brzmienie organów Hammonda, więc dla mnie jest to absolutny szczyt psychodelicznego grania. Potężne, mocno przesterowane kościelne dźwięki Hammonda dominują na tej płycie niepodzielnie. Finezyjne partie gitary – ostre i bardzo przestrzenne, momentami bluesowe – nadają poszczególnym kompozycjom dodatkowego kolorytu. No i świetnie zapełniająca muzyczny plan bardzo ciężka sekcja rytmiczna. To wszystko razem MUSIAŁO dać powalający efekt. Naprawdę trudno mi jest pisać o tej muzyce. Trzeba jej posłuchać. Inaczej się nie da! Jakiekolwiek słowa bym nie napisał, w najmniejszym stopniu nie oddadzą jej wielkości. Płytę otwiera najkrótszy, prawie trzy minutowy „Garden Of Earthly Delights” będący wprowadzeniem do tego co czeka nas za chwilę. Bo ten następny, to hipnotyczny, awangardowo-psychodeliczny „Azathoth”, z odjechanymi solówkami gitar i katedralnym brzmieniu organów rzadko słyszalne na innych płytach. Utwór ponury i przygnębiający jak, nie przymierzając, obrazy Hieronima Bosha ukazujące średniowieczne wyobrażenia piekła i czyśćca. Z pięknym, cudownie wplecionym, klasycyzującym bachowskim tematem na organach. Z krzykami i jękami potępionych dusz i z koszmarnym głosem recytującym łaciński tekst. W podobnym klimacie utrzymany jest „Queen St. Gang” z tą różnicą, że tu na plan pierwszy wybija się pulsujący rytm basu przez co kompozycja nabiera bardzo transowego charakteru. Zamykający stronę „A” oryginalnego LP utwór „Leg” (w rzeczywistości będący genialną przeróbką kompozycji Roberta Johnsona „Rollin’ And Tumblin'”) to jak The Nice z debiutanckiego albumu, tyle że na mocnym haju. Mosiężny kawał bardzo ciężkiego bluesa i najdrapieżniejsza jego interpretacja jaką znam! Druga strona albumu zawierała tylko dwie kompozycje. Pierwsza to 10-cio minutowy ciężki, bluesujący „Clean Innocent Fun”, który gdzieś w połowie drogi przeistacza się w iście rozpędzony, „kosmiczny” jam gdzie Pink Floyd spotyka się z Hawkwind tyle, że… mocniejszy. Niemożliwe? Możliwe! Całość kończy siedemnastominutowy „Metempsychosis„. Utwór, który fascynuje do dziś to połączenie wspomnianych już The Nice, wczesny Pink Floyd i Hendrixa. Całość skrzy się mnogością muzycznych pomysłów i niestandardowych rozwiązań harmonicznych, a wyjątkowy narkotyczny klimat sprawia, że trudno się od niego uwolnić, a uzależnić w mig. To jest album marzenie. Padły tu już porównania do Procol Harum, The Nice i Pink Floyd, ale tak naprawdę album jest nieporównywalny do jakiejkolwiek płyty. Niewiarygodne, że tak młodzi ludzie byli w stanie zarejestrować muzykę tak doskonałą, tak dojrzałą, tak WYBITNĄ w kilka godzin w skromnym studiu i znikomym budżetem. Jacek Leśniewski w swojej książce „Brytyjski Rock w latach 1961-1979. Przewodnik płytowy” (wyd. Karga 2005) napisał fajne zdanie, które pozwolę sobie zacytować: „Jeśli ktoś nie słyszał tej płyty, to nie ma prawa wypowiadać się na temat psychodelicznego rocka.” Kropka. Okładkę płyty zaprojektował Dave Stewart. Jeśli dobrze jej się przyjrzeć znajdziemy tam „magiczną” liczbę 250 – nawiązanie do budżetu płyty. Album wydany w czerwcu 1969 roku przez Evolution był wznawiany (wielokrotnie nielegalnie) w różnych odcieniach okładek; oryginalne wydanie charakteryzowało się „szarym” obrazkiem bez napisu ARZACHEL. I jeszcze jedno: trzeci utwór, „Queen St. Gang” w pierwszym tłoczeniu miał tytuł „Soul Thing”, co jeszcze bardziej podnosi i tak już jego wysoką cenę (ponad 1000 euro) na płytowych giełdach. Po wyjściu ze studia drogi tria i Steve’a Hillage’a rozeszły się. Muzycy Egg wydali w sumie trzy wyśmienite albumy. Po rozwiązaniu zespołu w 1972 roku Mont Campbell współpracował z Hatfield & The North i National Health… Clive Brooks przez dwa lata grał z Grounghogs, a później z Liar… Dave Stewart został członkiem Ottawa Music Company, potem przyjął współpracę Hillage’a w grupie Khan. Grał także w Hatfield & The North, kultowym Gong i w zespole Billa Bruforda. Nagrywał też z powodzeniem swoje płyty solowe… Steve Hillage założył efemeryczny, ale bardzo udany zespół Khan, współpracował z zespołu Gong, a od 1975 roku realizował solowe projekty muzyczne. Był też producentem płyt takich wykonawców jak Kevin Ayers, Tony Banks, Blink, Can, czy Charlatans... Zibi Grupa Arzachel istniała tylko przez kilka godzin, w trakcie których zarejestrowała jeden z najbardziej kultowych - choć nieco zapomniany - albumów psychodeliczno rockowych. Był to projekt czwórki wciąż nastoletnich muzyków, którzy wcześniej występowali razem pod szyldem Uriel - gitarzysty Steve'a Hillage'a, grającego na elektrycznych organach Dave'a Stewarta, basisty Monta Campbella i perkusisty Clive'a Brooksa. Uriel był typowym dla tamtych czasów zespołem grającym blues rocka z elementami psychodelii, a na jego repertuar składały się głównie przeróbki Jimiego Hendrixa, Johna Mayalla i Cream. Gdy w połowie 1968 roku ze składu odszedł Hillage, pozostali muzycy zmienili nazwę na Egg i zaczęli grać bardziej progresywną muzykę, z czasem stając się jednym z ważniejszych przedstawicieli Sceny Canterbury. Zanim jednak zarejestrowali swój pierwszy longplay, pojawił się pomysł nagrania psychodelicznego albumu z udziałem byłego muzyka, zawierającego utwory napisane w czasach Uriel. Ponieważ jednak Egg miał już podpisany kontrakt z Deccą, a ten album miał się ukazać nakładem małej wytwórni Evolution, muzycy musieli użyć innej nazwy (i wystąpić pod pseudonimami). Zamiast wrócić do szyldu Uriel, zdecydowali się przyjąć zupełnie nowy. Eponimiczny album Arzachel jest doskonałym przykładem psychodelii w brytyjskim wydaniu. Można co prawda zarzucać, że taka muzyka jest spóźniona o jakieś dwa lata, a garażowe brzmienie pozostawia wiele do życzenia (całkowity koszt nagrania wyniósł 250 funtów). Ale to i tak jedno z najlepszych wydawnictw w tym stylu. Całość składa się z sześciu utworów mocno zatopionych w brzmieniu organów, z przeplatającymi się partiami wokalnymi Hillage'a i Campbella, oraz (nie zawsze obecnymi) zgrabnymi gitarowymi popisami pierwszego z nich. Pierwszą stronę winylowego wydania wypełniają cztery krótkie utwory. Otwierający całość, niespełna trzyminutowy "Garden of Earthly Delights" to po prostu typowo psychodeliczna, dość banalna piosenka. To samo można by napisać o balladowym "Azathoth", gdyby nie mocno odrealniona część instrumentalna. W instrumentalnym "Queen St. Gang" (na pierwszym wydaniu zatytułowanym "Soul Thing" - tak, jak oryginał Keitha Mansfielda) zwraca uwagę bardziej uwypuklona gra sekcji rytmicznej, z bardzo fajną linią basu, ale to znów przede wszystkim popis Stewarta. W bardziej dynamicznym "Leg" w końcu pojawia się nieco więcej gitary, przypominającej o bluesrockowych korzeniach grupy. To, co najlepsze, wypełnia jednak drugą stronę winylowego wydania. To tylko dwa, za to bardzo rozbudowane utwory, o mocno jamującym charakterze. Dziesięciominutowy "Clean Innocent Fun" to kolejne przypomnienie o korzeniach muzyków, zwracające uwagę świetnymi gitarowymi popisami Hillage'a. Z kolei blisko siedemnastominutowy "Metempsychosis" to już kompletnie zwariowany, prawdziwie psychodeliczny jam. "Arzachel" to prawdziwy relikt hippisowskich czasów. Dziś może odrzucać swoim archaizmem, a już w chwili wydania amatorskie brzmienie musiało kłuć w uszy. Jest to momentami naiwne, choć urokliwe granie, niepozbawione jednak naprawdę pomysłowych momentów, czego dowodzi przede wszystkim najdłuższe nagranie. Dla większości wielbicieli tego typu muzyki ten album to prawdziwa perła, ja jednak nie jestem w pełni przekonany. Choć dziś jestem w stanie docenić go nieco bardziej, niż gdy poznawałem go przed laty. Paweł Pałasz Dni coraz krótsze, szybko robi się ciemno. Noce, wieczory – czyli te chwile, w których muzyka brzmi najcudniej również coraz dłuższe. Dla mnie – i myślę, że nie tylko dla mnie - listopad i grudzień to najlepszy czas na słuchanie muzyki. Mamy ochotę na słuchanie muzyki bardziej spokojnej, subtelnej, stonowanej, melancholijnej… Ale jest taka płyta/taki zespół, który słucham z tą samą uwagą o każdej porze roku, w każdym miejscu z takimi samymi wypiekami na twarzy: ARZACHEL. Zespół brytyjski utworzony na jeden dzień, tylko na nagranie tej jednej płyty (muzycy otrzymali za tę pracę 250 funtów) przez muzyków grupy EGG plus gitarzysta/wokalista, kolega z grupy URIEL, Steve Hillage. Na płycie wydanej w 1969 roku przez małą wytwórnię Evolution muzycy przyjęli pseudonimy (od znienawidzonych nauczycieli – muzycy byli zaraz po szkole, mieli po 17-18 lat: Simeon Sasparella (Hillage), Sam Lee-Uff (Dave Stewart – organy), Njerogi gategaka (Mont Cambell – voc, b, p), Basil Dowling (Clive Brooks –dr). Powstał album jedyny w swoim rodzaju. Nie ma i już na pewno nie będzie drugiej takiej płyty. Nagranej w kilka godzin, bez żadnej ingerencji wytwórni, chyba bez wielkich finansowych oczekiwań, bez ciśnienia… Jeśli można jakiś album nazwać kultowym, to właśnie „Arzachel” się do tego idealnie nadaje… Sześć utworów. Od pierwszego na płycie, krótkiego „Garden Of Earthly Deligths” do najdłuższego „Metempsychosis” (ponad 16 minut! – to totalnie szalony, rozimprowizowany kawałek) na płycie cudownie pobrzmiewa tak zwany rock progresywny (właśnie o to w tej nazwie chodzi… tu idealnie pasującej do zawartości albumu). Rock progresywny, ale z ogromną ilością psychodelii i jazz-rocka . Rare Birds, Procol Harum, The Nice??? Grupy te, trochę podobne – zostały daleko w tyle za Arzachel. Płyta swoim klimatem przypomina mi studyjną część „Ummagumma” Pink Floyd, ale jest jeszcze bardziej szalona, intensywna i psychodelicznie popieprzona (za przeproszeniem – ale taka jest). Najlepszy kawałek – „Azathoth” – cudeńko całego starego (nie tylko) rocka. Najbardziej szalony – ostatni na płycie. Zastanawiam się, ciekawe kto dotrwa do końca płyty? Oj, nie jest łatwo niewprawionemu słuchaczowi… Podobno nadchodzi epidemia grypy… Czosnek, cytryna, miodzik… Włączamy „Arzachel” i do łóżeczka… (niekoniecznie sami – czego wszystkim życzę)… Naprawdę trzeba mieć ten album... Michał Mierzwiński ..::TRACK-LIST::.. Arzachel 1. Garden Of Earthly Delights 2:42 2. Azathoth 4:19 3. Soul Thing [Queen Street Gang Theme] (Written By Keith Mansfield) 4:22 4. Leg 5:40 5. Clean Innocent Fun 10:21 6. Metempsychosis 16:39 Bonus Tracks Recorded by Uriel in 1968: Uriel 7. Swooping Bill 3:22 8. Egoman 4:05 9. The Salesman Song 2:51 10. Saturn, The Bringer Of Old Age (Arranged By Mont Campbell, Composed By Gustav Holst) 3:38 ..::OBSADA::.. Bass Guitar, Vocals - Mont Campbell Drums - Clive Brooks Lead Guitar, Vocals - Steve Hillage (tracks: 1, 2, 3, 4, 5, 6) Organ, Piano - Dave Stewart Producer - Peter D. Wicker https://www.youtube.com/watch?v=vH8aARMGdF8 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-13 19:38:02
Rozmiar: 135.73 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. To jest limitowana, europejska reedycja genialnego, psych-progresywnego, brytyjskiego albumu - wraz z czterema utworami dodatkowymi, nagranymi w 1968 pod nazwą Uriel (bez gitarzysty w składzie). Wydany oryginalnie w 1969 roku, jeden z najbardziej legendarnych i wręcz powalających psychodelicznych albumów w historii rocka był połączeniem stylistyki wczesnych Pink Floyd, nieistniejących jeszcze Hawkwind (z okresu debiutu), szczypty elektrycznego bluesa i fascynujących, kosmicznych improwizacji na gitarę i mocno rozkręcone Hammondy. Pod tą tajemniczą nazwą kryła się oczywiście progresywna formacja Egg oraz 18-letni wówczas gitarzysta Steve Hillage (potem w Khan i Gong). Skromny, ale wypełniony treścią booklet zawiera projekty graficzne z oryginalnych winylowych wydań - w tym rzadką, tylną okładkę edycji hiszpańskiej z urokliwą, psychodeliczną łodzią podwodną. Doskonały dźwięk! Z tą grupą jest naprawdę ciekawa sprawa. Już samo to, że została utworzona na JEDEN dzień (dosłownie!) wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Ten jeden dzień spędziła w studiu nagraniowym, by zarejestrować materiał muzyczny. Dodam – FENOMENALNY materiał, który stał się sensacją brytyjskiego rocka progresywnego po wsze czasy! A gdy dodam, że zrobili to muzycy, którzy mieli wówczas po osiemnaście lat, ktoś z boku popuka się w czoło i powie: „Eee, niemożliwe!” A jednak… Cofnijmy się w czasie o dwa lata, do roku 1967. To właśnie wtedy, w renomowanej City Of London School, wokalista i gitarzysta Steve Hillage, basista Mont Campbell, grający na klawiszach Dave Stewart, oraz pozyskany przez ogłoszenie w „Melody Maker” perkusista Clive Brooks pod koniec tamtego roku utworzyli grupę URIEL. Uriel to imię jednego z biblijnych archaniołów, a inspiracją do nazwania tak zespołu, jak twierdzi Dave Stewart, był poemat Johna Miltona „Raj utracony”. Zadebiutowali w młodzieżowym klubie w Sheen. Na początku ich repertuar opierał się na coverach – głównie były to przeróbki Jimiego Hendrixa, Cream i The Nice. Jednak z czasem zaczęli tworzyć własny repertuar, a nawet nagrali płytę „demo” zatytułowaną „Egoman„. Nagrania URIEL długi czas skrywane w prywatnych archiwach muzyków doczekały się publikacji dopiero w grudniu 2007 roku na płycie „Arzachel Collectors Edition by Uriel” wydanej przez Egg Archive (CD69-7201)- wytwórnię należącą do członków grupy Egg/Arzachel. Znalazło się na niej sześć nagrań plus cała płyta ARZACHEL. Latem 1968r. po raz ostatni w tym składzie Uriel wystąpił na wyspie Wight w Ryde Castle Hotel, po czym Steve Hillage opuścił zespół. Powód? Gitarzysta skończył edukację w szkole średniej i podjął naukę na Kent University w Cantenbury. Pozostała trójka postanowiła kontynuować karierę. Dzięki przypadkowej znajomości z Billem Jellettem trio rozpoczęło występy w słynnym The Middle Earth Club, zmieniając nazwę na Egg (styczeń 1969). Chwilę później podpisują kontrakt z wytwórnią Decca i w maju wychodzi ich pierwsza (kapitalna!) płyta „Egg”. W tym samym czasie muzycy często odwiedzali bar kawowy na Gerrard Street. Wpadali tam na dobrą kawę, ciasto i pyszne lody, a także by pogawędzić sobie z żoną Billa Jelletta, która pracowała jako kelnerka. Tu poznali właściciela małego studia nagraniowego Evolution, Petera Wickera, który widział ich koncerty jeszcze gdy grali pod starą nazwą. Pewnego dnia pijąc kawę do kawiarni wszedł… Hillage, który właśnie przyjechał na wakacje po rocznym pobycie na uniwersytecie. Kiedy wspólnie dojadali porcję lodów, podekscytowana żona Jelletta oznajmiła im, że dzwoni Peter Wicker z bardzo interesującą dla nich propozycją: jeden z najbliższych dni ma wolny i gdyby co, jest do ich dyspozycji. Zasugerował przy tym, by nagrali coś w konwencji rocka psychodelicznego. Warunek był jeden: koszt nagrania wynosił 250 funtów i całość trzeba było zapłacić od ręki. Akurat z tym sobie poradzili. Ale był jeszcze jeden problem. Pod jakim szyldem powinny pojawić się na rynku te nagrania? Uriel formalnie nie istniał, a na użycie nazwy Egg nie pozwalała Decca. Muzycy znaleźli więc trzecie rozwiązanie: projekt ochrzcili nazwą ARZACHEL. Jak wyjaśnił potem Dave Stewart pochodzi ona od nazwy krateru na Księżycu, który nazwano na cześć hiszpańskiego astronoma pochodzenia arabskiego żyjącego w XI wieku (faktycznie nazywał się Al-Zarqali). Aby nie narazić się szefom Decci ukryli się pod wymyślnymi pseudonimami. I tak Dave Stewart został Samem Lee-Uff (tak jak jego szkolny profesor łaciny), Clive Brooks to Basil Dawning (znienawidzony nauczyciel matematyki), Steve Hillage przyjął nazwisko, które „dobrze nadawało się na próby mikrofonu” Simeon Sasparella, zaś Mont Campbell stał się na ten moment Njerogi Gategaką. Album nagrany na „setkę” w sobotnie popołudnie ukazał się w czerwcu 1969 roku. Płyta zawiera sześć dość zróżnicowanych utworów, Dominuje najprzedniejsza psychodelia; można w niej także dostrzec wpływy hard rocka, bluesa jak i garażowego brytyjskiego rocka z połowy lat 60-tych. Nasuwają się porównania do The Nice, Rare Bird, czy Procol Harum. Z tą jednak różnicą, że nagrania te … biją te wszystkie grupy razem wzięte na głowę intensywnością, polotem, wyobraźnią, niezliczona ilością pomysłów i niesamowitym, nieziemskim wręcz klimatem. Kocham brzmienie organów Hammonda, więc dla mnie jest to absolutny szczyt psychodelicznego grania. Potężne, mocno przesterowane kościelne dźwięki Hammonda dominują na tej płycie niepodzielnie. Finezyjne partie gitary – ostre i bardzo przestrzenne, momentami bluesowe – nadają poszczególnym kompozycjom dodatkowego kolorytu. No i świetnie zapełniająca muzyczny plan bardzo ciężka sekcja rytmiczna. To wszystko razem MUSIAŁO dać powalający efekt. Naprawdę trudno mi jest pisać o tej muzyce. Trzeba jej posłuchać. Inaczej się nie da! Jakiekolwiek słowa bym nie napisał, w najmniejszym stopniu nie oddadzą jej wielkości. Płytę otwiera najkrótszy, prawie trzy minutowy „Garden Of Earthly Delights” będący wprowadzeniem do tego co czeka nas za chwilę. Bo ten następny, to hipnotyczny, awangardowo-psychodeliczny „Azathoth”, z odjechanymi solówkami gitar i katedralnym brzmieniu organów rzadko słyszalne na innych płytach. Utwór ponury i przygnębiający jak, nie przymierzając, obrazy Hieronima Bosha ukazujące średniowieczne wyobrażenia piekła i czyśćca. Z pięknym, cudownie wplecionym, klasycyzującym bachowskim tematem na organach. Z krzykami i jękami potępionych dusz i z koszmarnym głosem recytującym łaciński tekst. W podobnym klimacie utrzymany jest „Queen St. Gang” z tą różnicą, że tu na plan pierwszy wybija się pulsujący rytm basu przez co kompozycja nabiera bardzo transowego charakteru. Zamykający stronę „A” oryginalnego LP utwór „Leg” (w rzeczywistości będący genialną przeróbką kompozycji Roberta Johnsona „Rollin’ And Tumblin'”) to jak The Nice z debiutanckiego albumu, tyle że na mocnym haju. Mosiężny kawał bardzo ciężkiego bluesa i najdrapieżniejsza jego interpretacja jaką znam! Druga strona albumu zawierała tylko dwie kompozycje. Pierwsza to 10-cio minutowy ciężki, bluesujący „Clean Innocent Fun”, który gdzieś w połowie drogi przeistacza się w iście rozpędzony, „kosmiczny” jam gdzie Pink Floyd spotyka się z Hawkwind tyle, że… mocniejszy. Niemożliwe? Możliwe! Całość kończy siedemnastominutowy „Metempsychosis„. Utwór, który fascynuje do dziś to połączenie wspomnianych już The Nice, wczesny Pink Floyd i Hendrixa. Całość skrzy się mnogością muzycznych pomysłów i niestandardowych rozwiązań harmonicznych, a wyjątkowy narkotyczny klimat sprawia, że trudno się od niego uwolnić, a uzależnić w mig. To jest album marzenie. Padły tu już porównania do Procol Harum, The Nice i Pink Floyd, ale tak naprawdę album jest nieporównywalny do jakiejkolwiek płyty. Niewiarygodne, że tak młodzi ludzie byli w stanie zarejestrować muzykę tak doskonałą, tak dojrzałą, tak WYBITNĄ w kilka godzin w skromnym studiu i znikomym budżetem. Jacek Leśniewski w swojej książce „Brytyjski Rock w latach 1961-1979. Przewodnik płytowy” (wyd. Karga 2005) napisał fajne zdanie, które pozwolę sobie zacytować: „Jeśli ktoś nie słyszał tej płyty, to nie ma prawa wypowiadać się na temat psychodelicznego rocka.” Kropka. Okładkę płyty zaprojektował Dave Stewart. Jeśli dobrze jej się przyjrzeć znajdziemy tam „magiczną” liczbę 250 – nawiązanie do budżetu płyty. Album wydany w czerwcu 1969 roku przez Evolution był wznawiany (wielokrotnie nielegalnie) w różnych odcieniach okładek; oryginalne wydanie charakteryzowało się „szarym” obrazkiem bez napisu ARZACHEL. I jeszcze jedno: trzeci utwór, „Queen St. Gang” w pierwszym tłoczeniu miał tytuł „Soul Thing”, co jeszcze bardziej podnosi i tak już jego wysoką cenę (ponad 1000 euro) na płytowych giełdach. Po wyjściu ze studia drogi tria i Steve’a Hillage’a rozeszły się. Muzycy Egg wydali w sumie trzy wyśmienite albumy. Po rozwiązaniu zespołu w 1972 roku Mont Campbell współpracował z Hatfield & The North i National Health… Clive Brooks przez dwa lata grał z Grounghogs, a później z Liar… Dave Stewart został członkiem Ottawa Music Company, potem przyjął współpracę Hillage’a w grupie Khan. Grał także w Hatfield & The North, kultowym Gong i w zespole Billa Bruforda. Nagrywał też z powodzeniem swoje płyty solowe… Steve Hillage założył efemeryczny, ale bardzo udany zespół Khan, współpracował z zespołu Gong, a od 1975 roku realizował solowe projekty muzyczne. Był też producentem płyt takich wykonawców jak Kevin Ayers, Tony Banks, Blink, Can, czy Charlatans... Zibi Grupa Arzachel istniała tylko przez kilka godzin, w trakcie których zarejestrowała jeden z najbardziej kultowych - choć nieco zapomniany - albumów psychodeliczno rockowych. Był to projekt czwórki wciąż nastoletnich muzyków, którzy wcześniej występowali razem pod szyldem Uriel - gitarzysty Steve'a Hillage'a, grającego na elektrycznych organach Dave'a Stewarta, basisty Monta Campbella i perkusisty Clive'a Brooksa. Uriel był typowym dla tamtych czasów zespołem grającym blues rocka z elementami psychodelii, a na jego repertuar składały się głównie przeróbki Jimiego Hendrixa, Johna Mayalla i Cream. Gdy w połowie 1968 roku ze składu odszedł Hillage, pozostali muzycy zmienili nazwę na Egg i zaczęli grać bardziej progresywną muzykę, z czasem stając się jednym z ważniejszych przedstawicieli Sceny Canterbury. Zanim jednak zarejestrowali swój pierwszy longplay, pojawił się pomysł nagrania psychodelicznego albumu z udziałem byłego muzyka, zawierającego utwory napisane w czasach Uriel. Ponieważ jednak Egg miał już podpisany kontrakt z Deccą, a ten album miał się ukazać nakładem małej wytwórni Evolution, muzycy musieli użyć innej nazwy (i wystąpić pod pseudonimami). Zamiast wrócić do szyldu Uriel, zdecydowali się przyjąć zupełnie nowy. Eponimiczny album Arzachel jest doskonałym przykładem psychodelii w brytyjskim wydaniu. Można co prawda zarzucać, że taka muzyka jest spóźniona o jakieś dwa lata, a garażowe brzmienie pozostawia wiele do życzenia (całkowity koszt nagrania wyniósł 250 funtów). Ale to i tak jedno z najlepszych wydawnictw w tym stylu. Całość składa się z sześciu utworów mocno zatopionych w brzmieniu organów, z przeplatającymi się partiami wokalnymi Hillage'a i Campbella, oraz (nie zawsze obecnymi) zgrabnymi gitarowymi popisami pierwszego z nich. Pierwszą stronę winylowego wydania wypełniają cztery krótkie utwory. Otwierający całość, niespełna trzyminutowy "Garden of Earthly Delights" to po prostu typowo psychodeliczna, dość banalna piosenka. To samo można by napisać o balladowym "Azathoth", gdyby nie mocno odrealniona część instrumentalna. W instrumentalnym "Queen St. Gang" (na pierwszym wydaniu zatytułowanym "Soul Thing" - tak, jak oryginał Keitha Mansfielda) zwraca uwagę bardziej uwypuklona gra sekcji rytmicznej, z bardzo fajną linią basu, ale to znów przede wszystkim popis Stewarta. W bardziej dynamicznym "Leg" w końcu pojawia się nieco więcej gitary, przypominającej o bluesrockowych korzeniach grupy. To, co najlepsze, wypełnia jednak drugą stronę winylowego wydania. To tylko dwa, za to bardzo rozbudowane utwory, o mocno jamującym charakterze. Dziesięciominutowy "Clean Innocent Fun" to kolejne przypomnienie o korzeniach muzyków, zwracające uwagę świetnymi gitarowymi popisami Hillage'a. Z kolei blisko siedemnastominutowy "Metempsychosis" to już kompletnie zwariowany, prawdziwie psychodeliczny jam. "Arzachel" to prawdziwy relikt hippisowskich czasów. Dziś może odrzucać swoim archaizmem, a już w chwili wydania amatorskie brzmienie musiało kłuć w uszy. Jest to momentami naiwne, choć urokliwe granie, niepozbawione jednak naprawdę pomysłowych momentów, czego dowodzi przede wszystkim najdłuższe nagranie. Dla większości wielbicieli tego typu muzyki ten album to prawdziwa perła, ja jednak nie jestem w pełni przekonany. Choć dziś jestem w stanie docenić go nieco bardziej, niż gdy poznawałem go przed laty. Paweł Pałasz Dni coraz krótsze, szybko robi się ciemno. Noce, wieczory – czyli te chwile, w których muzyka brzmi najcudniej również coraz dłuższe. Dla mnie – i myślę, że nie tylko dla mnie - listopad i grudzień to najlepszy czas na słuchanie muzyki. Mamy ochotę na słuchanie muzyki bardziej spokojnej, subtelnej, stonowanej, melancholijnej… Ale jest taka płyta/taki zespół, który słucham z tą samą uwagą o każdej porze roku, w każdym miejscu z takimi samymi wypiekami na twarzy: ARZACHEL. Zespół brytyjski utworzony na jeden dzień, tylko na nagranie tej jednej płyty (muzycy otrzymali za tę pracę 250 funtów) przez muzyków grupy EGG plus gitarzysta/wokalista, kolega z grupy URIEL, Steve Hillage. Na płycie wydanej w 1969 roku przez małą wytwórnię Evolution muzycy przyjęli pseudonimy (od znienawidzonych nauczycieli – muzycy byli zaraz po szkole, mieli po 17-18 lat: Simeon Sasparella (Hillage), Sam Lee-Uff (Dave Stewart – organy), Njerogi gategaka (Mont Cambell – voc, b, p), Basil Dowling (Clive Brooks –dr). Powstał album jedyny w swoim rodzaju. Nie ma i już na pewno nie będzie drugiej takiej płyty. Nagranej w kilka godzin, bez żadnej ingerencji wytwórni, chyba bez wielkich finansowych oczekiwań, bez ciśnienia… Jeśli można jakiś album nazwać kultowym, to właśnie „Arzachel” się do tego idealnie nadaje… Sześć utworów. Od pierwszego na płycie, krótkiego „Garden Of Earthly Deligths” do najdłuższego „Metempsychosis” (ponad 16 minut! – to totalnie szalony, rozimprowizowany kawałek) na płycie cudownie pobrzmiewa tak zwany rock progresywny (właśnie o to w tej nazwie chodzi… tu idealnie pasującej do zawartości albumu). Rock progresywny, ale z ogromną ilością psychodelii i jazz-rocka . Rare Birds, Procol Harum, The Nice??? Grupy te, trochę podobne – zostały daleko w tyle za Arzachel. Płyta swoim klimatem przypomina mi studyjną część „Ummagumma” Pink Floyd, ale jest jeszcze bardziej szalona, intensywna i psychodelicznie popieprzona (za przeproszeniem – ale taka jest). Najlepszy kawałek – „Azathoth” – cudeńko całego starego (nie tylko) rocka. Najbardziej szalony – ostatni na płycie. Zastanawiam się, ciekawe kto dotrwa do końca płyty? Oj, nie jest łatwo niewprawionemu słuchaczowi… Podobno nadchodzi epidemia grypy… Czosnek, cytryna, miodzik… Włączamy „Arzachel” i do łóżeczka… (niekoniecznie sami – czego wszystkim życzę)… Naprawdę trzeba mieć ten album... Michał Mierzwiński ..::TRACK-LIST::.. Arzachel 1. Garden Of Earthly Delights 2:42 2. Azathoth 4:19 3. Soul Thing [Queen Street Gang Theme] (Written By Keith Mansfield) 4:22 4. Leg 5:40 5. Clean Innocent Fun 10:21 6. Metempsychosis 16:39 Bonus Tracks Recorded by Uriel in 1968: Uriel 7. Swooping Bill 3:22 8. Egoman 4:05 9. The Salesman Song 2:51 10. Saturn, The Bringer Of Old Age (Arranged By Mont Campbell, Composed By Gustav Holst) 3:38 ..::OBSADA::.. Bass Guitar, Vocals - Mont Campbell Drums - Clive Brooks Lead Guitar, Vocals - Steve Hillage (tracks: 1, 2, 3, 4, 5, 6) Organ, Piano - Dave Stewart Producer - Peter D. Wicker https://www.youtube.com/watch?v=vH8aARMGdF8 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-13 19:34:10
Rozmiar: 367.49 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nowa, europejska, limitowana reedycja rewelacyjnego, debiutanckiego albumu brytyjskiej progresywnej formacji, wydanego w 1969 roku. Świetna, ale w epoce niestety niedoceniona płyta. Niemal każdy fan muzyki z końca lat 60-tych znajdzie coś dla siebie: gitarowy czad, psychodeliczne klimaty z sitarem, beatlesowskie melodie, akustyczne, folkujące nastroje oraz typowo progresywne, choć niezbyt rozbudowane, instrumentalne pasaże. Na płycie właściwie nie ma słabych punktów, a już otwierający całość, wręcz obłędny "Ride With Captain Max" wart jest ceny całości! Dodatkowo dwa utwory z debiutanckiego singla grupy. Kilka miesięcy później gitarzysta/lider Ralph Denyer założył zespół Aquila. Podwójny album „Blonde On Blonde” Boba Dylana natchnął kilku młodych ludzi pochodzących z odległego Newport w Południowej Walii by tak właśnie nazwać zespół, który powołali do życia jesienią 1967 roku. Stara nazwa Cellar Set została oficjalnie „wymazana” i zastąpiona nową. Po kilku roszadach personalnych zespół BLONDE ON BLONDE w składzie: Ralph Denyer (g. voc) Les Hicks (dr) Richard Hopkins (bg, org) oraz Gareth Johnson (g, sitar, flute) w czerwcu 1968 roku opuścił rodzinne miasto i przeniósł się do Londynu. Ich koncerty, na których drążyli psychodeliczne brzmienie a la wczesny Pink Floyd i Jefferson Airplane, zaczęły cieszyć się w londyńskim światku undergroundowym coraz większą popularnością. Szybko zostali zauważeni przez ludzi z branży muzycznej. Trzy miesiące po przyjeździe do stolicy podpisali kontrakt płytowy z Pye Records. Tą samą, która w swych szeregach miała m.in. takich wykonawców jak Lonnie Donegan, Petula Clark, The Searchers, The Kinks, czy Status Quo. Warto zaznaczyć, że w owym czasie brytyjski przemysł muzyczny był w dużej mierze zdominowany przez cztery największe koncerny fonograficzne: EMI, Deccę, Philipsa i Pye. Tak na marginesie jeszcze jedna ciekawostka – firma Pye pierwotnie produkowała… telewizory i radia, a działalność fonograficzną zaczęła dopiero w 1956 r. Na efekty kontraktu nie trzeba było długo czekać, bo już w listopadzie 1968 na rynek trafił singiel „All Day, All Night/Country Life”. Dość chwytliwy, utrzymany w stylistyce Incredible String Band sporo obiecywał. Z uwagą więc czekano na duży krążek, który po tytułem „Contrasts” ostatecznie ukazał się w czerwcu 1969 roku. Jest to jeden z tych albumów, który zauroczył mnie od pierwszego przesłuchania. Zdecydowanie też zasłużył sobie na miano jednego z najciekawszych dokonań tamtego okresu mimo, że zespół tak naprawdę nie zaproponował nic odkrywczego. Ale za to wszystko jest tu cudownie zagrane. Właściwie to zabrakło na nim słabych kawałków, nie ma żadnych „wypełniaczy”, a klarowna produkcja oddała pełną kolorystykę wszystkich nagrań, uwypukliła plastyczne bogactwo barw i odcieni. Otwierający całość, wręcz obłędny „Ride With Captain Max” to prawdziwa esencja dobrego grania z końca lat 60-tych! Już pierwsze sekundy gitarowego galopu wprawiają mnie w prawdziwy trans. Potem balladowe wyciszenie z towarzyszeniem akustycznej gitary; soczysta dawka psycho-prog-rocka opartego na współbrzmieniu organów i gitary i… od nowa! To wszystko w ciągu pięciu minut. Genialne!Tylko ten jeden utwór wart jest ceny całości. Grupa szukała także inspiracji w folku. Przykładem takie nagrania jak „Island On An Island” wzbogacony dźwiękami fletu, „Don’t Be Too Long” zaśpiewane jedynie z akompaniamentem gitary akustycznej, czy zamykająca całość przepiękna, hipnotyzująca cudowną melodyką rockowa ballada „Jeanette Isabella”. Są też inne perełki, ot choćby ozdobiony sitarem, prący do przodu, soczysty „Spinning Wheel”; niemal heavy rockowy i lekko przesterowany „I Need My Friend”; nagrany z towarzyszeniem klawesynu, melodyjny „Goodbye”; pełen zmiennych nastrojów, tajemniczy „Mother Earth”; zaskakująca wersja „Eleanor Rigby” The Beatles stylizowana na muzykę hiszpańską z gitarą grającą flamenco plus charakterystyczne trąbki; bardzo fajna przeróbka „No Sleep Blues” pochodząca z repertuaru Incredible String Band… Niestety album nie odniósł spodziewanego sukcesu na jaki zasługiwał. W jego sprzedaży nie pomógł nawet udział zespołu na legendarnym festiwalu na wyspie Wight w 1969 r. obok Dylana, King Crimson, The Moody Blues i The Who. Wkrótce po tym grupę opuścił Ralph Denyer, który wrócił do Walii i założył progresywny zespół Aquila. Jego miejsce zajął obdarzony oryginalnym, śpiewnym głosem (miał całkiem przyjemne vibrato) Dave Thomas – stary znajomy z czasów Cellar Set. Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. Ride With Captain Max 5:22 2. Spinning Wheel 2:47 3. No Sleep Blues 3:22 4. Goodbye 2:12 5. I Need My Friend 3:12 6. Mother Earth 5:02 7. Eleanor Rigby 3:17 8. Conversationally Making The Grade 4:14 9. Regency 1:57 10. Island On An Island 3:02 11. Don't Be Too Long 2:36 12. Jeanette Isabella 3:50 Bonus Tracks: 13. All Day, All Night (Single A-side, 1968) 3:36 14. Country Life (Single B-side, 1968) 3:35 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar - Ralph Denyer Drums, Percussion - Les Hicks Electric Bass, Piano, Organ, Harpsichord, Cornet, Celesta, Whistle - Richard Hopkins Guitar, Sitar, Lute - Gareth Johnson https://www.youtube.com/watch?v=SCchCKqSFa0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 15:20:15
Rozmiar: 115.84 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nowa, europejska, limitowana reedycja rewelacyjnego, debiutanckiego albumu brytyjskiej progresywnej formacji, wydanego w 1969 roku. Świetna, ale w epoce niestety niedoceniona płyta. Niemal każdy fan muzyki z końca lat 60-tych znajdzie coś dla siebie: gitarowy czad, psychodeliczne klimaty z sitarem, beatlesowskie melodie, akustyczne, folkujące nastroje oraz typowo progresywne, choć niezbyt rozbudowane, instrumentalne pasaże. Na płycie właściwie nie ma słabych punktów, a już otwierający całość, wręcz obłędny "Ride With Captain Max" wart jest ceny całości! Dodatkowo dwa utwory z debiutanckiego singla grupy. Kilka miesięcy później gitarzysta/lider Ralph Denyer założył zespół Aquila. Podwójny album „Blonde On Blonde” Boba Dylana natchnął kilku młodych ludzi pochodzących z odległego Newport w Południowej Walii by tak właśnie nazwać zespół, który powołali do życia jesienią 1967 roku. Stara nazwa Cellar Set została oficjalnie „wymazana” i zastąpiona nową. Po kilku roszadach personalnych zespół BLONDE ON BLONDE w składzie: Ralph Denyer (g. voc) Les Hicks (dr) Richard Hopkins (bg, org) oraz Gareth Johnson (g, sitar, flute) w czerwcu 1968 roku opuścił rodzinne miasto i przeniósł się do Londynu. Ich koncerty, na których drążyli psychodeliczne brzmienie a la wczesny Pink Floyd i Jefferson Airplane, zaczęły cieszyć się w londyńskim światku undergroundowym coraz większą popularnością. Szybko zostali zauważeni przez ludzi z branży muzycznej. Trzy miesiące po przyjeździe do stolicy podpisali kontrakt płytowy z Pye Records. Tą samą, która w swych szeregach miała m.in. takich wykonawców jak Lonnie Donegan, Petula Clark, The Searchers, The Kinks, czy Status Quo. Warto zaznaczyć, że w owym czasie brytyjski przemysł muzyczny był w dużej mierze zdominowany przez cztery największe koncerny fonograficzne: EMI, Deccę, Philipsa i Pye. Tak na marginesie jeszcze jedna ciekawostka – firma Pye pierwotnie produkowała… telewizory i radia, a działalność fonograficzną zaczęła dopiero w 1956 r. Na efekty kontraktu nie trzeba było długo czekać, bo już w listopadzie 1968 na rynek trafił singiel „All Day, All Night/Country Life”. Dość chwytliwy, utrzymany w stylistyce Incredible String Band sporo obiecywał. Z uwagą więc czekano na duży krążek, który po tytułem „Contrasts” ostatecznie ukazał się w czerwcu 1969 roku. Jest to jeden z tych albumów, który zauroczył mnie od pierwszego przesłuchania. Zdecydowanie też zasłużył sobie na miano jednego z najciekawszych dokonań tamtego okresu mimo, że zespół tak naprawdę nie zaproponował nic odkrywczego. Ale za to wszystko jest tu cudownie zagrane. Właściwie to zabrakło na nim słabych kawałków, nie ma żadnych „wypełniaczy”, a klarowna produkcja oddała pełną kolorystykę wszystkich nagrań, uwypukliła plastyczne bogactwo barw i odcieni. Otwierający całość, wręcz obłędny „Ride With Captain Max” to prawdziwa esencja dobrego grania z końca lat 60-tych! Już pierwsze sekundy gitarowego galopu wprawiają mnie w prawdziwy trans. Potem balladowe wyciszenie z towarzyszeniem akustycznej gitary; soczysta dawka psycho-prog-rocka opartego na współbrzmieniu organów i gitary i… od nowa! To wszystko w ciągu pięciu minut. Genialne!Tylko ten jeden utwór wart jest ceny całości. Grupa szukała także inspiracji w folku. Przykładem takie nagrania jak „Island On An Island” wzbogacony dźwiękami fletu, „Don’t Be Too Long” zaśpiewane jedynie z akompaniamentem gitary akustycznej, czy zamykająca całość przepiękna, hipnotyzująca cudowną melodyką rockowa ballada „Jeanette Isabella”. Są też inne perełki, ot choćby ozdobiony sitarem, prący do przodu, soczysty „Spinning Wheel”; niemal heavy rockowy i lekko przesterowany „I Need My Friend”; nagrany z towarzyszeniem klawesynu, melodyjny „Goodbye”; pełen zmiennych nastrojów, tajemniczy „Mother Earth”; zaskakująca wersja „Eleanor Rigby” The Beatles stylizowana na muzykę hiszpańską z gitarą grającą flamenco plus charakterystyczne trąbki; bardzo fajna przeróbka „No Sleep Blues” pochodząca z repertuaru Incredible String Band… Niestety album nie odniósł spodziewanego sukcesu na jaki zasługiwał. W jego sprzedaży nie pomógł nawet udział zespołu na legendarnym festiwalu na wyspie Wight w 1969 r. obok Dylana, King Crimson, The Moody Blues i The Who. Wkrótce po tym grupę opuścił Ralph Denyer, który wrócił do Walii i założył progresywny zespół Aquila. Jego miejsce zajął obdarzony oryginalnym, śpiewnym głosem (miał całkiem przyjemne vibrato) Dave Thomas – stary znajomy z czasów Cellar Set. Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. Ride With Captain Max 5:22 2. Spinning Wheel 2:47 3. No Sleep Blues 3:22 4. Goodbye 2:12 5. I Need My Friend 3:12 6. Mother Earth 5:02 7. Eleanor Rigby 3:17 8. Conversationally Making The Grade 4:14 9. Regency 1:57 10. Island On An Island 3:02 11. Don't Be Too Long 2:36 12. Jeanette Isabella 3:50 Bonus Tracks: 13. All Day, All Night (Single A-side, 1968) 3:36 14. Country Life (Single B-side, 1968) 3:35 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar - Ralph Denyer Drums, Percussion - Les Hicks Electric Bass, Piano, Organ, Harpsichord, Cornet, Celesta, Whistle - Richard Hopkins Guitar, Sitar, Lute - Gareth Johnson https://www.youtube.com/watch?v=SCchCKqSFa0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 15:16:27
Rozmiar: 326.27 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Ten niemiecki zespół nagrał tylko jeden, ale za to porywający album. Stylistyczna różnorodność: od floydowskich, nieco narkotycznych, zdecydowanie krautrockowych pejzaży, po ostre czady w rodzaju Lucifer's Friend. Dodatkowo dołączono blisko 25-minutową suitę z 1970 roku oraz cztery premierowe, autentycznie wyborne, radiowe nagrania z tego samego 1971 roku - autentycznie obłędne 20 minut soczystego krautrocka, bazującego na brzmieniu klawiszy - momentami lepsze niż muzyka z katalogowego albumu! Winylowy oryginał debiutu osiąga cenę ponad 1500 euro, więc chyba warto sięgnąć po zremasterowany CD... Popularność zespołu MY SOLID GROUND w zasadzie nie wyszła poza granice Niemiec, a mimo to ich jedyny longplay wydany w 1971 roku ma status legendy wśród fanów ciężkiego progresywnego rocka w Europie i poza nią. Grupę założył 14-letni(!) gitarzysta Bernhard Rendel w 1968 roku w rodzinnym Rüsselsheim niedaleko Frankfurtu wspólnie z trzema szkolnymi kolegami. Wcześniej matka gorąco zachęcała go do muzykowania (sama grała na pianinie) nawet wtedy, gdy muzyka stawała się głośniejsza i trudniejsza. Ćwiczyli w domu Bernharda (ku niezadowoleniu sąsiadów skarżących się na hałas) mając wsparcie rodziców, którzy z uwagi na to, że ich syn był niepełnoletni pomagali także przy organizacji pierwszych występów. Po kilku zmianach personalnych skład zespołu ugruntował się w 1970 roku. Oprócz Rendela grupę tworzyli: basista Karl-Heinrich Dorfler, klawiszowiec Ingo Werner i perkusista Andreas Würsching. Grali ciężką odmianę psychodelicznego rocka, głównie własny repertuar, a ich koncerty w wyszukanej oprawie świetlnej cieszyły się dużą popularnością w całym regionie. Talent muzyczny i ciężka praca przyniosły efekt. Nagrany w Studio Morfelden we Frankfurcie utwór„Flash” w październiku tego samego roku został przyjęty do konkursu młodych talentów organizowany przez Radio Südwestfunk w Baden-Baden, w którym zajęli drugie miejsce. Niedługo potem muzycy podpisali kontrakt z wytwórnią Bacillus Records (oddział Bellaphon) i w lutym 1971 roku w studiach Dietera Dierksa w Kolonii rozpoczęli nagrania dużej płyty. Zanim album ukazał się na rynku zespół zaliczył kilka występów telewizyjnych, oraz zaczął koncertować po całym kraju. Te ostatnie coraz częściej stawały się pełnym rozmachu multimedialnym spektaklem jakiego w Niemczech jeszcze nie było. Za plecami muzyków ustawiano olbrzymi ekran, na którym z kilku projektorów wyświetlano filmowe sekwencje, a zaciemnione sale rozświetlała niekończąca się, zapętlona gra świateł pełna barw i niesamowitych kolorów przeplatana czarno-białymi efektami wizualnymi przesuwającymi się po suficie i ścianach. Aranżacje własnych kompozycji stawały się coraz bardziej skomplikowane i nieco zwariowane. Nic dziwnego, że niemieccy fani z niecierpliwością wyczekiwali debiutanckiej płyty, która ukazała się w październiku 1971 roku. Humorystyczna okładka przedstawiająca muzyków stojących na szczycie napisu „My Solid Ground” podtrzymywanym przez różowe świnki może zmylić tych, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z muzyką kwartetu. A ta – zapewniam – jest jak najbardziej serio! I nie ma się czemu dziwić – solidny grunt udeptali im odrobinę wcześniej Amon Duul, Xhol Caravan, Guru Guru… Album jest pudełkiem niespodzianek, w którym z jednej strony słychać fascynację klimatami spod znaku Pink Floyd, Gila, czy Thirsty Moon, z drugiej podążają za typowym niemieckim hard rockiem tamtych czasów z elementami schizofrenicznymi, których trudno szukać w brytyjskim hard rocku tamtych lat. Otwiera go 13-minutowa fenomenalna epopeja mrocznego, ciężkiego space rocka „Dirty Yellow Mist”. Jest w tej kompozycji aura „A Saucerful Of Secrets” Pink Floyd. Mistyczna i hipnotyzująca podróż z psychodelicznym, masywnym brzmieniem gitary, acid rockowymi riffami i anielsko eterycznym wokalem na drugim planie. Organy i pojawiający się fortepian przenoszą nas w inny wymiar czasoprzestrzeni eksplorując nieznane i abstrakcyjne sfery podświadomości. To jeden z najwspanialszych krautrockowych utworów tamtej epoki, który zabrałbym na bezludną wyspę! Solidny, dwu i półminutowy rocker w średnim tempie „Flash Part IV” ma znakomitą, fajnie wyeksponowaną gitarę, a zadziorny, w stylu Black Sabbath „That’s You” ekspresję zbliżoną do późniejszego punk rocka. Tajemniczy i niepokojący „The Executioner” z tekstem wymruczanym głębokim głosem kontrastuje z ciężkim brzmieniem organów, potężnym basem i nisko obniżonym tonem gitary przypominający mi Tony Iommiego. Bardzo fajny kawałek, tylko dlaczego tak krótki..? Niewiele dłużej trwa instrumentalne „Melancholie”. Absolutna perełka z wiodącym fortepianem, lekkim bębnieniem i delikatną gitarą akustyczną, którą Rendel pieści swymi zwinnymi palcami. Można się głęboko zadumać gdyż chwytliwa, niebiańska melodia długo zostaje w głowie… „Handful Of Grass” to solidny hard rock, po którym mamy równie ciężki „Devonshire Street W 1” ze zmiennym rytmem i surową, ale całkiem przyjemną solówką gitarową. Płytę zamyka „X”, ekspresyjny przekładaniec z gitarowym wymiataniem przeplatany krótkimi, spokojnymi sekwencjami. Świetna muzyka! Do kompaktowej reedycji wytwórni Second Battle z roku 1997 dołączono pięć bonusów, z czego cztery to alternatywne miksy numerów znanych z longplaya. Ten piąty i zarazem najciekawszy to „Flash” w swej oryginalnej długiej (25 minut) wersji z 1970 roku! Oszałamiające, kapitalne, improwizowane granie na wysokim poziomie, w którym znajdziemy wszystko to czym zazwyczaj się zachwycamy. Mamy więc melodyjne partie organowo-fortepianowe, stoner’owe gitary i szalone solówki. Jest ciężki bas, wymiatająca perkusja, a także liryczny, momentami tajemniczy i psychodeliczny wokal. Podobnie jak „Dirty Yellow Mist” epicka epopeja „Flash” ma klimat wywodzący się z najlepszych wzorców niemieckiego rocka progresywnego tamtych lat. I o ile ten pierwszy zabrałbym na bezludną wyspę, to ten drugi w długą podróż na Marsa… Zespół MY SOLID GROUND istniał do 1974 roku, ale nie nagrał więcej płyt. Bernhard Rendel dziś jest producentem i wykładowcą muzyki na Uniwersytecie w Moguncji (niem. Mainz). Klawiszowiec Ingo Werner po rozwiązaniu zespołu założył grupę Baba Yaga. Obecnie tworzy muzykę New-Age, elektroniczną i medytacyjną. Jest też kompozytorem muzyki filmowej i teatralnej. Co stało się z pozostałymi muzykami tego nie udało mi się ustalić... Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. Dirty Yellow Mist 13:07 2. Flash Part IV 2:19 3. That's You 2:23 4. The Executioner 3:32 5. Melancholie 4:19 6. Handful Of Grass 2:45 7. Devonshire Street W1 3:29 8. 'X' 3:43 Bonus Tracks: 9. Flash (Original Full Length Version, October 1970) 24:42 10. Hysterical 2:46 11. BBB 6:36 12. Superconstellation 2:32 13. Shot Waves 6:52 10-13 Recorded at Sudwestfunkstudio, Baden-Baden, Germany on 2nd June 1971. ..::OBSADA::.. Guitar, Vocals - Bernhard Rendel Organ, Piano - Ingo Werner Bass, Vocals - Karl-Heinrich Dörfler Drums - Andreas Würsching https://www.youtube.com/watch?v=YqyJ4nRPx68 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-02 12:28:13
Rozmiar: 183.88 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Ten niemiecki zespół nagrał tylko jeden, ale za to porywający album. Stylistyczna różnorodność: od floydowskich, nieco narkotycznych, zdecydowanie krautrockowych pejzaży, po ostre czady w rodzaju Lucifer's Friend. Dodatkowo dołączono blisko 25-minutową suitę z 1970 roku oraz cztery premierowe, autentycznie wyborne, radiowe nagrania z tego samego 1971 roku - autentycznie obłędne 20 minut soczystego krautrocka, bazującego na brzmieniu klawiszy - momentami lepsze niż muzyka z katalogowego albumu! Winylowy oryginał debiutu osiąga cenę ponad 1500 euro, więc chyba warto sięgnąć po zremasterowany CD... Popularność zespołu MY SOLID GROUND w zasadzie nie wyszła poza granice Niemiec, a mimo to ich jedyny longplay wydany w 1971 roku ma status legendy wśród fanów ciężkiego progresywnego rocka w Europie i poza nią. Grupę założył 14-letni(!) gitarzysta Bernhard Rendel w 1968 roku w rodzinnym Rüsselsheim niedaleko Frankfurtu wspólnie z trzema szkolnymi kolegami. Wcześniej matka gorąco zachęcała go do muzykowania (sama grała na pianinie) nawet wtedy, gdy muzyka stawała się głośniejsza i trudniejsza. Ćwiczyli w domu Bernharda (ku niezadowoleniu sąsiadów skarżących się na hałas) mając wsparcie rodziców, którzy z uwagi na to, że ich syn był niepełnoletni pomagali także przy organizacji pierwszych występów. Po kilku zmianach personalnych skład zespołu ugruntował się w 1970 roku. Oprócz Rendela grupę tworzyli: basista Karl-Heinrich Dorfler, klawiszowiec Ingo Werner i perkusista Andreas Würsching. Grali ciężką odmianę psychodelicznego rocka, głównie własny repertuar, a ich koncerty w wyszukanej oprawie świetlnej cieszyły się dużą popularnością w całym regionie. Talent muzyczny i ciężka praca przyniosły efekt. Nagrany w Studio Morfelden we Frankfurcie utwór„Flash” w październiku tego samego roku został przyjęty do konkursu młodych talentów organizowany przez Radio Südwestfunk w Baden-Baden, w którym zajęli drugie miejsce. Niedługo potem muzycy podpisali kontrakt z wytwórnią Bacillus Records (oddział Bellaphon) i w lutym 1971 roku w studiach Dietera Dierksa w Kolonii rozpoczęli nagrania dużej płyty. Zanim album ukazał się na rynku zespół zaliczył kilka występów telewizyjnych, oraz zaczął koncertować po całym kraju. Te ostatnie coraz częściej stawały się pełnym rozmachu multimedialnym spektaklem jakiego w Niemczech jeszcze nie było. Za plecami muzyków ustawiano olbrzymi ekran, na którym z kilku projektorów wyświetlano filmowe sekwencje, a zaciemnione sale rozświetlała niekończąca się, zapętlona gra świateł pełna barw i niesamowitych kolorów przeplatana czarno-białymi efektami wizualnymi przesuwającymi się po suficie i ścianach. Aranżacje własnych kompozycji stawały się coraz bardziej skomplikowane i nieco zwariowane. Nic dziwnego, że niemieccy fani z niecierpliwością wyczekiwali debiutanckiej płyty, która ukazała się w październiku 1971 roku. Humorystyczna okładka przedstawiająca muzyków stojących na szczycie napisu „My Solid Ground” podtrzymywanym przez różowe świnki może zmylić tych, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z muzyką kwartetu. A ta – zapewniam – jest jak najbardziej serio! I nie ma się czemu dziwić – solidny grunt udeptali im odrobinę wcześniej Amon Duul, Xhol Caravan, Guru Guru… Album jest pudełkiem niespodzianek, w którym z jednej strony słychać fascynację klimatami spod znaku Pink Floyd, Gila, czy Thirsty Moon, z drugiej podążają za typowym niemieckim hard rockiem tamtych czasów z elementami schizofrenicznymi, których trudno szukać w brytyjskim hard rocku tamtych lat. Otwiera go 13-minutowa fenomenalna epopeja mrocznego, ciężkiego space rocka „Dirty Yellow Mist”. Jest w tej kompozycji aura „A Saucerful Of Secrets” Pink Floyd. Mistyczna i hipnotyzująca podróż z psychodelicznym, masywnym brzmieniem gitary, acid rockowymi riffami i anielsko eterycznym wokalem na drugim planie. Organy i pojawiający się fortepian przenoszą nas w inny wymiar czasoprzestrzeni eksplorując nieznane i abstrakcyjne sfery podświadomości. To jeden z najwspanialszych krautrockowych utworów tamtej epoki, który zabrałbym na bezludną wyspę! Solidny, dwu i półminutowy rocker w średnim tempie „Flash Part IV” ma znakomitą, fajnie wyeksponowaną gitarę, a zadziorny, w stylu Black Sabbath „That’s You” ekspresję zbliżoną do późniejszego punk rocka. Tajemniczy i niepokojący „The Executioner” z tekstem wymruczanym głębokim głosem kontrastuje z ciężkim brzmieniem organów, potężnym basem i nisko obniżonym tonem gitary przypominający mi Tony Iommiego. Bardzo fajny kawałek, tylko dlaczego tak krótki..? Niewiele dłużej trwa instrumentalne „Melancholie”. Absolutna perełka z wiodącym fortepianem, lekkim bębnieniem i delikatną gitarą akustyczną, którą Rendel pieści swymi zwinnymi palcami. Można się głęboko zadumać gdyż chwytliwa, niebiańska melodia długo zostaje w głowie… „Handful Of Grass” to solidny hard rock, po którym mamy równie ciężki „Devonshire Street W 1” ze zmiennym rytmem i surową, ale całkiem przyjemną solówką gitarową. Płytę zamyka „X”, ekspresyjny przekładaniec z gitarowym wymiataniem przeplatany krótkimi, spokojnymi sekwencjami. Świetna muzyka! Do kompaktowej reedycji wytwórni Second Battle z roku 1997 dołączono pięć bonusów, z czego cztery to alternatywne miksy numerów znanych z longplaya. Ten piąty i zarazem najciekawszy to „Flash” w swej oryginalnej długiej (25 minut) wersji z 1970 roku! Oszałamiające, kapitalne, improwizowane granie na wysokim poziomie, w którym znajdziemy wszystko to czym zazwyczaj się zachwycamy. Mamy więc melodyjne partie organowo-fortepianowe, stoner’owe gitary i szalone solówki. Jest ciężki bas, wymiatająca perkusja, a także liryczny, momentami tajemniczy i psychodeliczny wokal. Podobnie jak „Dirty Yellow Mist” epicka epopeja „Flash” ma klimat wywodzący się z najlepszych wzorców niemieckiego rocka progresywnego tamtych lat. I o ile ten pierwszy zabrałbym na bezludną wyspę, to ten drugi w długą podróż na Marsa… Zespół MY SOLID GROUND istniał do 1974 roku, ale nie nagrał więcej płyt. Bernhard Rendel dziś jest producentem i wykładowcą muzyki na Uniwersytecie w Moguncji (niem. Mainz). Klawiszowiec Ingo Werner po rozwiązaniu zespołu założył grupę Baba Yaga. Obecnie tworzy muzykę New-Age, elektroniczną i medytacyjną. Jest też kompozytorem muzyki filmowej i teatralnej. Co stało się z pozostałymi muzykami tego nie udało mi się ustalić... Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. Dirty Yellow Mist 13:07 2. Flash Part IV 2:19 3. That's You 2:23 4. The Executioner 3:32 5. Melancholie 4:19 6. Handful Of Grass 2:45 7. Devonshire Street W1 3:29 8. 'X' 3:43 Bonus Tracks: 9. Flash (Original Full Length Version, October 1970) 24:42 10. Hysterical 2:46 11. BBB 6:36 12. Superconstellation 2:32 13. Shot Waves 6:52 10-13 Recorded at Sudwestfunkstudio, Baden-Baden, Germany on 2nd June 1971. ..::OBSADA::.. Guitar, Vocals - Bernhard Rendel Organ, Piano - Ingo Werner Bass, Vocals - Karl-Heinrich Dörfler Drums - Andreas Würsching https://www.youtube.com/watch?v=YqyJ4nRPx68 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-02 12:24:04
Rozmiar: 532.93 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Album koncertowy zarejestrowany podczas występu grupy na Roadburn Festival. Zapis na żywo to 8 klimatycznych numerów utrzymanych w stylistyce occult rock z wpływami stonera i zainspirowanego psychodelią z lat 70. jednak charakteryzujący się ich własnym niepowtarzalnym groovem. Gratka dla fanów zespołu i uczestników festiwalu ale przede wszystkim dla miłośników tych wszystkich wymienionych tutaj gatunków muzycznych. In April 2022 The Holy Family played the legendary Roadburn Festival in the Netherlands and enthralled a packed room. Now, two years on we are extremely happy to be able to share with you the live recording of this memorable event. For those who are unfamiliar with The Holy Family – they are a collective of five musicians who conjure a sound that exhibits an affinity with great experimental totems down the ages, in a manner that is avowedly forward-facing and stamped with their own unique identity. All involved boast a pre Holy Family CV to turn clued-in heads: frontman and brainchild behind the project David J. Smith (vocals, percussion), Kavus Torabi (guitar, harmonium), Sam Warren (bass, backing vocals), Joe Lazarus (drums), and on this recording Craig Fortnam, of North Sea Radio Orchestra fame (piano & wem copicats), who was recruited to grace Emmett Elvin’s piano throne in his absence. The band performed tracks from their debut self-titled double album (released on Rocket Recordings in July 2021) at this show. Re-arranging and expanding on the studio recordings, weaving the pagan, kosmiche folk vibes with heavier, darker, acid-fried motorik grooves, all set to the otherworldy psychedelia of Mike Bourne’s (Teeth Of The Sea) commissioned live visuals film. David J. Smith said “We were over the moon to be performing at Roadburn in 2022 and couldn’t wait to bring The Holy Family’s psych dream logic to Tilburg. We have so much respect for this wondrous,creative, tour de force of a festival.” As you can hear in these live recordings, The Holy Family’s musical inspirations are multitudinous, and rarely if ever obvious, but if you dig anything from Can to Boredoms to Oneida to Guapo then, step this way. ..::TRACK-LIST::.. Recorded by Marcel Van De Vondervoort and his team at Roadburn Festival 23rd April 2022. 1. Inward Turning Suns 7:04 2. Stones To Water 5:29 3. Wrapped In Dust 7:01 4. World You Are Coming To 7:22 5. Inner Edge Of Outer Mind 8:41 6. A New Euphoria 3:27 7. St. Anthony's Fire 5:15 8. Chasm Second Part 5:31 ..::OBSADA::.. Vocals, Drum Machine [Drum Sythesisers] - David J. Smith Drums [Drum Kit] - Joe Lazarus Electric Piano, Effects [WEM Copycats] - Craig Fortnam Guitar, Harmonium - Kavus Torabi Bass, Backing Vocals - Sam Warren https://www.youtube.com/watch?v=dxsT7-oywAI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-25 17:03:01
Rozmiar: 116.68 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Album koncertowy zarejestrowany podczas występu grupy na Roadburn Festival. Zapis na żywo to 8 klimatycznych numerów utrzymanych w stylistyce occult rock z wpływami stonera i zainspirowanego psychodelią z lat 70. jednak charakteryzujący się ich własnym niepowtarzalnym groovem. Gratka dla fanów zespołu i uczestników festiwalu ale przede wszystkim dla miłośników tych wszystkich wymienionych tutaj gatunków muzycznych. In April 2022 The Holy Family played the legendary Roadburn Festival in the Netherlands and enthralled a packed room. Now, two years on we are extremely happy to be able to share with you the live recording of this memorable event. For those who are unfamiliar with The Holy Family – they are a collective of five musicians who conjure a sound that exhibits an affinity with great experimental totems down the ages, in a manner that is avowedly forward-facing and stamped with their own unique identity. All involved boast a pre Holy Family CV to turn clued-in heads: frontman and brainchild behind the project David J. Smith (vocals, percussion), Kavus Torabi (guitar, harmonium), Sam Warren (bass, backing vocals), Joe Lazarus (drums), and on this recording Craig Fortnam, of North Sea Radio Orchestra fame (piano & wem copicats), who was recruited to grace Emmett Elvin’s piano throne in his absence. The band performed tracks from their debut self-titled double album (released on Rocket Recordings in July 2021) at this show. Re-arranging and expanding on the studio recordings, weaving the pagan, kosmiche folk vibes with heavier, darker, acid-fried motorik grooves, all set to the otherworldy psychedelia of Mike Bourne’s (Teeth Of The Sea) commissioned live visuals film. David J. Smith said “We were over the moon to be performing at Roadburn in 2022 and couldn’t wait to bring The Holy Family’s psych dream logic to Tilburg. We have so much respect for this wondrous,creative, tour de force of a festival.” As you can hear in these live recordings, The Holy Family’s musical inspirations are multitudinous, and rarely if ever obvious, but if you dig anything from Can to Boredoms to Oneida to Guapo then, step this way. ..::TRACK-LIST::.. Recorded by Marcel Van De Vondervoort and his team at Roadburn Festival 23rd April 2022. 1. Inward Turning Suns 7:04 2. Stones To Water 5:29 3. Wrapped In Dust 7:01 4. World You Are Coming To 7:22 5. Inner Edge Of Outer Mind 8:41 6. A New Euphoria 3:27 7. St. Anthony's Fire 5:15 8. Chasm Second Part 5:31 ..::OBSADA::.. Vocals, Drum Machine [Drum Sythesisers] - David J. Smith Drums [Drum Kit] - Joe Lazarus Electric Piano, Effects [WEM Copycats] - Craig Fortnam Guitar, Harmonium - Kavus Torabi Bass, Backing Vocals - Sam Warren https://www.youtube.com/watch?v=dxsT7-oywAI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-25 16:59:11
Rozmiar: 305.98 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Był sobie taki zespół co Różowe Wróżki się zwał. Lubiły one powciągąć noskami to i owo (czyt. różne substancje rozweselające) oraz – przed wszystkim – głośno pogrywać tu i tam. Niestety w zaczarowanym lesie nikt nie za bardzo chciał ich słuchać, co dziwne gdyż w owych czasach również inne stworzonka tworzyły dźwięki na podobną modłę, na wysłuchanie których chętni się jakoś znajdowali. Na szczęście napatoczyły się strzygi, które w konarach najstarszego dębu w lesie miały tłocznię płyt i zaproponowali Wróżkom wydanie wpierw singla, a potem pierwszego krążka. Dzięki temu Pawełek Rudolf Czerwononosy i jego gawiedź pozostawiła po sobie ślad... Żarty jednak na bok. Pink Fairies – nie wiedzieć czemu – świata nie zawojowali. Dziwne, bo muzykę grali świetną. Jednak od początku... Zaczęło się od zespołu The Deviants w której prym dzierżył samozwańczy lider Mick Farran, który bratał się z byłym pałkerem The Pretty Things – Twinkiem. Skład się zmianiał na tyle często, że w pewnym momencie chyba nawet sami muzycy nie wiedzieli z kim przyjdzie im grać na próbach. Farran w końcu dostał kopa, skład się skrtystalizował, a nazwa została zmieniona na Pink Fairies. Panowie zaczęli się bujać wokół bohemy londyńskiego Landbroke Grove, gdzie skumali się z Brockiem i bracią hawkwindową (panowie często zresztą razem spontanicznie pogrywali pod nazwą Pinkwind). Tam też wypatrzyły ich garnitury z Polydoru i po umiarkowanym sukcesie singla „The Snake”/”Do It”*, zapronowali nagranie całej płyty. „Neverneverland” cenię bardzo wysoko. Kolejne dwie pozycje też nie były złe („What a Buch Of Sweeties”, „Kings Of Oblivion”), jednak to właśnie debiut Wróżek jakoś najbardziej do mnie przemawia. Mamy tutaj do czynienia z prostą i niespecjalnie wyszukaną odmianą psychodelii; żadnych kosmicznych odlotów rodem z Hawkwind, tylko przyziemnie i dość bezkompromisowane granie. Nie brakuje oczywiście rozimprowizowanych i rozbudowanych partii (głównie gitarowych). Zaczyna się od „Do It” w którym akustyczny wstęp jest dość zwodniczy, gdyż całość wypełnia konkretne, ostre i drapieżne granie. Podobnego zmiłuj się nie ma również w „Say You Love Me”, czy nieco zbyt topornym „Teenage Rebel”. Urozmaiceń jest kilka; takie „Heavenly Man” snuje się balladowato na nieco floydowe podobieństwo. Podobną przyjemną sennością ujmuje „War Girl”. Z kolei „Never Never Land” brzmi z początku nieco beatlesowo, na szczęście z każdą minutą nabierając bardziej autentycznego charakteru z finałem w postaci fajnych wariacji gitarowych Rudolpha. „Track One, Side Two” brzmi z kolei niezwykle mroczne na początku, by przejść w świetne gitarowe jazgoty w drugiej części kompozycji. „Uncle Harry’s Last Freakout” zasługuje na osobną wzmiankę, nie tylko ze względu, iż jest najdłuższym w zestawie, lecz dlatego że jest po prostu najlepszym. Nie oszukujmy, jest to muzyczna jatka na całego, gdyż mamy tutaj i rozpędzone tempo i przede wszystkim popisy gitarowe Rudolpha, umiejętnie balansującego w swoich partiach między hard-rockowym, a bardziej klimatycznym, psychodelicznym graniem. „Neverneverland” jest perełką i absolutnym skarbem. Muzyka niezwykle żywiołowa - niekoniecznie oryginalna, ale – powalająca swoim wykonaniem w którym drzemie i autentyczność i wirtuozeria i szczera spontaniczność. Z jednej strony doprawdy trudno wyjaśnić dlaczego jednym powodziło się bardziej niż innym w tamtych czasach, choć z drugiej może i lepiej, że w przypadku Pink Fairies tak sie stało; dzięki temu zespół do dnia dzisiejszego ma status kultowego. A to ważniejsze niż wysokie miejsce na listach Billboardu... Paweł Horyszny *'The Snake' został pominięty przy redagowaniu 'Neverneverland' i ukazał się jako bonus do kompaktowego wznowienia płyty z 2002 roku. ..::TRACK-LIST::.. 1. Do It 4:04 2. Heavenly Man 3:32 3. Say You Love Me 3:49 4. War Girl 4:12 5. Never Never Land 6:42 6. Track One, Side Two 4:39 7. Thor 0:58 8. Teenage Rebel 5:19 9. Uncle Harry's Last Freak-Out 10:40 10. The Dream Is Just Beginning 1:10 Bonus Tracks: 11. The Snake 3:55 12. Do It (Single Edit) 3:00 13. War Girl (Alt Mix) 4:32 14. Uncle Harry's Last Freak-Out (Alt Mix) 12:25 Bass - Sanderson Drums - Hunter Drums, Vocals - Alder Guitar, Vocals - Rudolph ..::OBSADA::.. Paul Rudolph - guitar, vocals Duncan Sanderson - bass Russell Hunter - drums Twink - drums, vocals https://www.youtube.com/watch?v=lBSrrA86kHQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-25 20:09:16
Rozmiar: 162.45 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Był sobie taki zespół co Różowe Wróżki się zwał. Lubiły one powciągąć noskami to i owo (czyt. różne substancje rozweselające) oraz – przed wszystkim – głośno pogrywać tu i tam. Niestety w zaczarowanym lesie nikt nie za bardzo chciał ich słuchać, co dziwne gdyż w owych czasach również inne stworzonka tworzyły dźwięki na podobną modłę, na wysłuchanie których chętni się jakoś znajdowali. Na szczęście napatoczyły się strzygi, które w konarach najstarszego dębu w lesie miały tłocznię płyt i zaproponowali Wróżkom wydanie wpierw singla, a potem pierwszego krążka. Dzięki temu Pawełek Rudolf Czerwononosy i jego gawiedź pozostawiła po sobie ślad... Żarty jednak na bok. Pink Fairies – nie wiedzieć czemu – świata nie zawojowali. Dziwne, bo muzykę grali świetną. Jednak od początku... Zaczęło się od zespołu The Deviants w której prym dzierżył samozwańczy lider Mick Farran, który bratał się z byłym pałkerem The Pretty Things – Twinkiem. Skład się zmianiał na tyle często, że w pewnym momencie chyba nawet sami muzycy nie wiedzieli z kim przyjdzie im grać na próbach. Farran w końcu dostał kopa, skład się skrtystalizował, a nazwa została zmieniona na Pink Fairies. Panowie zaczęli się bujać wokół bohemy londyńskiego Landbroke Grove, gdzie skumali się z Brockiem i bracią hawkwindową (panowie często zresztą razem spontanicznie pogrywali pod nazwą Pinkwind). Tam też wypatrzyły ich garnitury z Polydoru i po umiarkowanym sukcesie singla „The Snake”/”Do It”*, zapronowali nagranie całej płyty. „Neverneverland” cenię bardzo wysoko. Kolejne dwie pozycje też nie były złe („What a Buch Of Sweeties”, „Kings Of Oblivion”), jednak to właśnie debiut Wróżek jakoś najbardziej do mnie przemawia. Mamy tutaj do czynienia z prostą i niespecjalnie wyszukaną odmianą psychodelii; żadnych kosmicznych odlotów rodem z Hawkwind, tylko przyziemnie i dość bezkompromisowane granie. Nie brakuje oczywiście rozimprowizowanych i rozbudowanych partii (głównie gitarowych). Zaczyna się od „Do It” w którym akustyczny wstęp jest dość zwodniczy, gdyż całość wypełnia konkretne, ostre i drapieżne granie. Podobnego zmiłuj się nie ma również w „Say You Love Me”, czy nieco zbyt topornym „Teenage Rebel”. Urozmaiceń jest kilka; takie „Heavenly Man” snuje się balladowato na nieco floydowe podobieństwo. Podobną przyjemną sennością ujmuje „War Girl”. Z kolei „Never Never Land” brzmi z początku nieco beatlesowo, na szczęście z każdą minutą nabierając bardziej autentycznego charakteru z finałem w postaci fajnych wariacji gitarowych Rudolpha. „Track One, Side Two” brzmi z kolei niezwykle mroczne na początku, by przejść w świetne gitarowe jazgoty w drugiej części kompozycji. „Uncle Harry’s Last Freakout” zasługuje na osobną wzmiankę, nie tylko ze względu, iż jest najdłuższym w zestawie, lecz dlatego że jest po prostu najlepszym. Nie oszukujmy, jest to muzyczna jatka na całego, gdyż mamy tutaj i rozpędzone tempo i przede wszystkim popisy gitarowe Rudolpha, umiejętnie balansującego w swoich partiach między hard-rockowym, a bardziej klimatycznym, psychodelicznym graniem. „Neverneverland” jest perełką i absolutnym skarbem. Muzyka niezwykle żywiołowa - niekoniecznie oryginalna, ale – powalająca swoim wykonaniem w którym drzemie i autentyczność i wirtuozeria i szczera spontaniczność. Z jednej strony doprawdy trudno wyjaśnić dlaczego jednym powodziło się bardziej niż innym w tamtych czasach, choć z drugiej może i lepiej, że w przypadku Pink Fairies tak sie stało; dzięki temu zespół do dnia dzisiejszego ma status kultowego. A to ważniejsze niż wysokie miejsce na listach Billboardu... Paweł Horyszny *'The Snake' został pominięty przy redagowaniu 'Neverneverland' i ukazał się jako bonus do kompaktowego wznowienia płyty z 2002 roku. ..::TRACK-LIST::.. 1. Do It 4:04 2. Heavenly Man 3:32 3. Say You Love Me 3:49 4. War Girl 4:12 5. Never Never Land 6:42 6. Track One, Side Two 4:39 7. Thor 0:58 8. Teenage Rebel 5:19 9. Uncle Harry's Last Freak-Out 10:40 10. The Dream Is Just Beginning 1:10 Bonus Tracks: 11. The Snake 3:55 12. Do It (Single Edit) 3:00 13. War Girl (Alt Mix) 4:32 14. Uncle Harry's Last Freak-Out (Alt Mix) 12:25 Bass - Sanderson Drums - Hunter Drums, Vocals - Alder Guitar, Vocals - Rudolph ..::OBSADA::.. Paul Rudolph - guitar, vocals Duncan Sanderson - bass Russell Hunter - drums Twink - drums, vocals https://www.youtube.com/watch?v=lBSrrA86kHQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-25 20:04:01
Rozmiar: 491.07 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zremasterowana, rozszerzona o jeden utwór i zdecydowanie lepiej brzmiąca, szwedzka edycja doskonałego, debiutanckiego albumu popularnej niegdyś włoskiej progresywnej formacji - tutaj zainspirowanej przez ciężki psychodeliczny rock spod znaku Hendrixa, wczesnych Deep Purple i Procol Harum. Ten wydany w lutym 1970 roku album był chyba pierwszym prawdziwie rockowym tytułem wydanym przez włoski zespół! Otwierający całość, pełen zmiennych nastrojów "Dies Irae" to absolutny psychodeliczny majstersztyk - megaintensywne połączenie ciężkich gitar, ryczących organów Hammonda, przejmujących chórów i sekcji rytmicznej. Jeden z najlepszych momentów w historii wczesnego prog-rocka! Reszta płyty również jest doskonała - z dominującym rockowym graniem Hendrix/Purple oraz z dwoma krótkimi, nieco bardziej popowymi fragmentami. ..::TRACK-LIST::.. 1. Dies Irae 7:34 2. Non È Francesca 3:33 3. Perchè... Perchè Ti Amo 6:01 4. Questo Folle Sentimento (Intro) 1:01 5. Questo Folle Sentimento 2:16 6. Walk Away Renee 4:26 7. Se Non È Amore Cos'E' 5:07 8. Sole Giallo Sole Nero 7:10 Bonus Track: 9. Samurai [feat. Gabriele Lorenzo] - Dies Irae (A-Side, 1967 Single) 2:59 ..::OBSADA::.. Drums, Percussion, Lead Vocals - Tony Cicco Electric Guitar, Acoustic Guitar, Lead Vocals - Alberto Radius Organ [Hammond], Keyboards - Gabriele Lorenzi https://www.youtube.com/watch?v=tK15xJwV_gI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-15 19:12:25
Rozmiar: 94.37 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zremasterowana, rozszerzona o jeden utwór i zdecydowanie lepiej brzmiąca, szwedzka edycja doskonałego, debiutanckiego albumu popularnej niegdyś włoskiej progresywnej formacji - tutaj zainspirowanej przez ciężki psychodeliczny rock spod znaku Hendrixa, wczesnych Deep Purple i Procol Harum. Ten wydany w lutym 1970 roku album był chyba pierwszym prawdziwie rockowym tytułem wydanym przez włoski zespół! Otwierający całość, pełen zmiennych nastrojów "Dies Irae" to absolutny psychodeliczny majstersztyk - megaintensywne połączenie ciężkich gitar, ryczących organów Hammonda, przejmujących chórów i sekcji rytmicznej. Jeden z najlepszych momentów w historii wczesnego prog-rocka! Reszta płyty również jest doskonała - z dominującym rockowym graniem Hendrix/Purple oraz z dwoma krótkimi, nieco bardziej popowymi fragmentami. ..::TRACK-LIST::.. 1. Dies Irae 7:34 2. Non È Francesca 3:33 3. Perchè... Perchè Ti Amo 6:01 4. Questo Folle Sentimento (Intro) 1:01 5. Questo Folle Sentimento 2:16 6. Walk Away Renee 4:26 7. Se Non È Amore Cos'E' 5:07 8. Sole Giallo Sole Nero 7:10 Bonus Track: 9. Samurai [feat. Gabriele Lorenzo] - Dies Irae (A-Side, 1967 Single) 2:59 ..::OBSADA::.. Drums, Percussion, Lead Vocals - Tony Cicco Electric Guitar, Acoustic Guitar, Lead Vocals - Alberto Radius Organ [Hammond], Keyboards - Gabriele Lorenzi https://www.youtube.com/watch?v=tK15xJwV_gI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-15 19:09:02
Rozmiar: 262.88 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pochodzący z 1970 roku i wydany wówczas nakładem MGM Records, jedyny album psychodelicznej amerykańskiej formacji, w której na klawiszach grał Sigmund Snopek (znany z wydanego dwa lata później, progresywnego albumu 'Virginia Woolf'), zaś na wokalu udzielał się człowiek o równie swojsko (dla nas) brzmiącym nazwisku Jon Wyderka! Ten wciąż bardzo niedoceniony album zawiera jedenaście doskonałych kawałków (trwających średnio 3-4 minuty) opartych na brzmieniu organów oraz ciężkawej, sfuzzowanej gitary i przypominających dokonania wczesnych The Nice, The Doors, Love, a także Moody Blues! Dodatkowo trzy bonusy pochodzące z bardzo rzadkich singli. Sigmund Snopek III's recording career began as part of the short-lived Bloomsbury People, a group from Milwaukee, Wisconsin with some talent for short, catchy pop tunes wrapped in late sixties psych vocal harmonies and rather eclectic, experimental instrumentation as well as occasional iconic musical references. While the band technically released two studio albums this is the only one issued under the name 'Bloomsbury People' with the other coming out as a Sigmund Snopek solo effort. Two things stand out on this record. First, the psych sensibilities in these songs were already dated and waning in popularity by the time the album released in 1970, although it is interesting that despite this the group managed to secure a major label contract with MGM. And second, these guys could write some pretty memorable pop tunes that on the surface don't sound like pop at all, thanks mostly to Snopek's alternately frenzied and poignant keyboards, bits of fuzz guitar and some clever riffs. The album kicks off with "Birdsong" and "Witch Helen", two mildly Haight-Ashbury sounding pop-psych numbers with driving rhythms, frantic organ forays and multi-part harmonized vocals (think Quicksilver Messenger Service without the country twang and a little of the Blue Things without Val Stoecklein's laconic vocals). But the songs here run something of a gamut, ranging from the haunting piano and vocal melody "Demian" to the funky, rhythmic "So It Seems" to the post-Beatles sounding "Witch Helen". "Golden Lion" smacks a bit of Donovan while "The Resurrection" combines a church-choir vocal intro with a bit of doo- wap with a bit of the sort of disjointed saxophone the Violent Femmes would later feature on several of their albums (Snopek appeared on three of those records and played as a live 'Horns' member for many Femmes tours). Only at the end with the closing "Suite Classical #II" does the group begin to show some serious progressive rock leanings. This is neither classical music nor a suite, but it does have pretensions of both with a lengthy composition that shifts between driving percussive sections, languid vocal pieces and snippets of delicate piano. I can't quite figure out what the point of the whole thing is supposed to be, but clearly Snopek and company are exploring the outer fringes of their capabilities in a way that would continue to manifest itself on most of the Snopek albums that would follow. On the surface this is a rather forgettable album, mildly interesting but nothing earth- shaking in terms of innovation or discernable direction. But given the eclectic body of work Sigmund Snopek III would create in the ensuing years I think this is a great introduction to a talent that has rarely been given his due outside his native Wisconsin. For anyone even remotely interested in his music I would recommend this as a great starting point, followed by his seminal solo album 'WisconsInsane'. Three solid stars, almost but not quite four, and a hearty recommendation. ClemofNazareth ..::TRACK-LIST::.. 1. Birdsong 3:37 2. Witch Helen 2:35 3. Have You Seen Them Cry 3:36 4. Lake Of Sand 2:10 5. State Of Confusion 3:30 6. Golden Lion 3:01 7. Pioneer Saint Of Death 3:37 8. The Resurrection 2:38 9. Demian 4:38 10. So It Seems 2:34 11. Suite: Classical #II 6:28 Bonus Tracks: 12. Gingerbread Man 13. Madeline 14. Have You Seen Them Cry (Single Version) ..::OBSADA::.. Jon Wyderka - Vocals, Percussion Sigmund Snopek III - Keyboards, Trombone, Vocals Ding Lorenz - Drums, Acoustic Percussion Paul Dujardin - Bass, Trombone, Vocals Greg Janick - Organ, Saxophones, Vocals Dennis Lanting - Electric, Acoustic Guitars, Vocals https://www.youtube.com/watch?v=5ZEpXhPeAJI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-13 17:16:37
Rozmiar: 111.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pochodzący z 1970 roku i wydany wówczas nakładem MGM Records, jedyny album psychodelicznej amerykańskiej formacji, w której na klawiszach grał Sigmund Snopek (znany z wydanego dwa lata później, progresywnego albumu 'Virginia Woolf'), zaś na wokalu udzielał się człowiek o równie swojsko (dla nas) brzmiącym nazwisku Jon Wyderka! Ten wciąż bardzo niedoceniony album zawiera jedenaście doskonałych kawałków (trwających średnio 3-4 minuty) opartych na brzmieniu organów oraz ciężkawej, sfuzzowanej gitary i przypominających dokonania wczesnych The Nice, The Doors, Love, a także Moody Blues! Dodatkowo trzy bonusy pochodzące z bardzo rzadkich singli. Sigmund Snopek III's recording career began as part of the short-lived Bloomsbury People, a group from Milwaukee, Wisconsin with some talent for short, catchy pop tunes wrapped in late sixties psych vocal harmonies and rather eclectic, experimental instrumentation as well as occasional iconic musical references. While the band technically released two studio albums this is the only one issued under the name 'Bloomsbury People' with the other coming out as a Sigmund Snopek solo effort. Two things stand out on this record. First, the psych sensibilities in these songs were already dated and waning in popularity by the time the album released in 1970, although it is interesting that despite this the group managed to secure a major label contract with MGM. And second, these guys could write some pretty memorable pop tunes that on the surface don't sound like pop at all, thanks mostly to Snopek's alternately frenzied and poignant keyboards, bits of fuzz guitar and some clever riffs. The album kicks off with "Birdsong" and "Witch Helen", two mildly Haight-Ashbury sounding pop-psych numbers with driving rhythms, frantic organ forays and multi-part harmonized vocals (think Quicksilver Messenger Service without the country twang and a little of the Blue Things without Val Stoecklein's laconic vocals). But the songs here run something of a gamut, ranging from the haunting piano and vocal melody "Demian" to the funky, rhythmic "So It Seems" to the post-Beatles sounding "Witch Helen". "Golden Lion" smacks a bit of Donovan while "The Resurrection" combines a church-choir vocal intro with a bit of doo- wap with a bit of the sort of disjointed saxophone the Violent Femmes would later feature on several of their albums (Snopek appeared on three of those records and played as a live 'Horns' member for many Femmes tours). Only at the end with the closing "Suite Classical #II" does the group begin to show some serious progressive rock leanings. This is neither classical music nor a suite, but it does have pretensions of both with a lengthy composition that shifts between driving percussive sections, languid vocal pieces and snippets of delicate piano. I can't quite figure out what the point of the whole thing is supposed to be, but clearly Snopek and company are exploring the outer fringes of their capabilities in a way that would continue to manifest itself on most of the Snopek albums that would follow. On the surface this is a rather forgettable album, mildly interesting but nothing earth- shaking in terms of innovation or discernable direction. But given the eclectic body of work Sigmund Snopek III would create in the ensuing years I think this is a great introduction to a talent that has rarely been given his due outside his native Wisconsin. For anyone even remotely interested in his music I would recommend this as a great starting point, followed by his seminal solo album 'WisconsInsane'. Three solid stars, almost but not quite four, and a hearty recommendation. ClemofNazareth ..::TRACK-LIST::.. 1. Birdsong 3:37 2. Witch Helen 2:35 3. Have You Seen Them Cry 3:36 4. Lake Of Sand 2:10 5. State Of Confusion 3:30 6. Golden Lion 3:01 7. Pioneer Saint Of Death 3:37 8. The Resurrection 2:38 9. Demian 4:38 10. So It Seems 2:34 11. Suite: Classical #II 6:28 Bonus Tracks: 12. Gingerbread Man 13. Madeline 14. Have You Seen Them Cry (Single Version) ..::OBSADA::.. Jon Wyderka - Vocals, Percussion Sigmund Snopek III - Keyboards, Trombone, Vocals Ding Lorenz - Drums, Acoustic Percussion Paul Dujardin - Bass, Trombone, Vocals Greg Janick - Organ, Saxophones, Vocals Dennis Lanting - Electric, Acoustic Guitars, Vocals https://www.youtube.com/watch?v=5ZEpXhPeAJI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-13 17:12:54
Rozmiar: 295.48 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mocno psychodeliczny, niemal awangardowy krautrock. Zremasterowana reedycja z 2023 roku. The least you can say is that this album doesn't sound anything like what you might expect from the artwork. It may look like a bunch of hippies on a symphonic loveboat through space, but the music is almost entirely free-jazz, abandoning much of the delicious psychedelic jazz-rock from the debut. When touring their Osmose album, Annexus Quam gradually turned towards experimental jazz music, abandoning drums and electric instruments for a primarily free improvisational style. In doing so they sure progressed far outside their fans' comfort zone, who hurried to abandon the sinking ship. It's quite a bit out of my way as well, but after continuing to digest this album in small portions, I've really come to like it. Things start out quite welcoming with the beautiful Trobluhs el E Isch, a melancholic duet of trombone and sax, later joined by jazzy guitar chords and some melodious bass and percussion. It doesn't warn the listener for the disturbing free jazz that follows. Leyenburg is a 20 minute improvisation (divided in two parts) without any structure, tonal restpoint or soothing harmonies. Instead it offers snappy disconnected shreds of melody and sounds that clash about in irregular and unpredictable ways, an instrumental "Trout Mask Replica" is the closest comparison I can think off. Now I can't tell you why, but somehow it works for me. The seemingly random dialogue between the instruments creates a new sort of language that - even if unintelligible - still is striking and intriguing. Dreh Dich Nicht Um has similar free jazz traits in the middle section, but it also offers pleasant acoustic guitar arpeggios in the long opening and closing sections. The lazy-hazy psych mood of it reminds of Mythos and Dom, two other obscure Kraut bands inspired by the dreamy pastoral side of early Floyd. Beziehungen is an awkward album for Prog Archives, the tracks vary between uncompromising free-jazz and abstract psychedelic experiments that, even for most kraut and jazz-rock fans, will be very much a hit or miss. Approach at your own risk. Bonnek ..::TRACK-LIST::.. 1. Trobluhs El Ë Isch 5:29 2. Leyenburg 1 14:05 3. Dreh Dich Nicht Um 16:20 4. Leyenburg 2 3:35 ..::OBSADA::.. Peter Werner - guitar, percussion Hans Kämper - Spanish guitar, trombone, panpipes Ove Volquartz - tenor & soprano saxophones, flute Harald Klemm - electric zither, tabla, bendir, jew's harp, prepared guitar Martin Habenicht - bass, double bass https://www.youtube.com/watch?v=dNhUXmjbvF4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-06 16:40:39
Rozmiar: 92.38 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mocno psychodeliczny, niemal awangardowy krautrock. Zremasterowana reedycja z 2023 roku. The least you can say is that this album doesn't sound anything like what you might expect from the artwork. It may look like a bunch of hippies on a symphonic loveboat through space, but the music is almost entirely free-jazz, abandoning much of the delicious psychedelic jazz-rock from the debut. When touring their Osmose album, Annexus Quam gradually turned towards experimental jazz music, abandoning drums and electric instruments for a primarily free improvisational style. In doing so they sure progressed far outside their fans' comfort zone, who hurried to abandon the sinking ship. It's quite a bit out of my way as well, but after continuing to digest this album in small portions, I've really come to like it. Things start out quite welcoming with the beautiful Trobluhs el E Isch, a melancholic duet of trombone and sax, later joined by jazzy guitar chords and some melodious bass and percussion. It doesn't warn the listener for the disturbing free jazz that follows. Leyenburg is a 20 minute improvisation (divided in two parts) without any structure, tonal restpoint or soothing harmonies. Instead it offers snappy disconnected shreds of melody and sounds that clash about in irregular and unpredictable ways, an instrumental "Trout Mask Replica" is the closest comparison I can think off. Now I can't tell you why, but somehow it works for me. The seemingly random dialogue between the instruments creates a new sort of language that - even if unintelligible - still is striking and intriguing. Dreh Dich Nicht Um has similar free jazz traits in the middle section, but it also offers pleasant acoustic guitar arpeggios in the long opening and closing sections. The lazy-hazy psych mood of it reminds of Mythos and Dom, two other obscure Kraut bands inspired by the dreamy pastoral side of early Floyd. Beziehungen is an awkward album for Prog Archives, the tracks vary between uncompromising free-jazz and abstract psychedelic experiments that, even for most kraut and jazz-rock fans, will be very much a hit or miss. Approach at your own risk. Bonnek ..::TRACK-LIST::.. 1. Trobluhs El Ë Isch 5:29 2. Leyenburg 1 14:05 3. Dreh Dich Nicht Um 16:20 4. Leyenburg 2 3:35 ..::OBSADA::.. Peter Werner - guitar, percussion Hans Kämper - Spanish guitar, trombone, panpipes Ove Volquartz - tenor & soprano saxophones, flute Harald Klemm - electric zither, tabla, bendir, jew's harp, prepared guitar Martin Habenicht - bass, double bass https://www.youtube.com/watch?v=dNhUXmjbvF4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-06 16:36:41
Rozmiar: 214.67 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zremasterowana, rozszerzona o dwa nagrania z epoki, reedycja amerykańskiego soft-psychodelicznego klasyka wartego na oryginalnym winylu ponad 700 dolarów! Och, jak ja uwielbiam tę płytę! Pierwsza dziesiątka amerykańskiego psych-rocka! Każdy utwór jest wspaniały, choć to tylko melodyjne, niemal popowe piosenki podane w sennym, psychodelicznym sosie. Ale efekt jest oszałamiający! Trudno się dziwić, że album ma status kultowy i ma bardzo szerokie grono zaprzysięgłych fanów. Album został nagrany w 1968, ale firma Capitol wydała go dopiero na początku 1969 roku - gdy zespół już nie istniał! Płyta brzmi wspaniale - dynamicznie i bez żadnych szumów - bije na głowę poprzednie reedycje, w tym amerykański Sundazed! Płyta dostępna również na winylu (bez bonusów). Reissue of spellbinding, atmospheric songs which spin from soft dreamscapes into blistering fuzz guitar breaks, Gandalf casts a powerful spell. Led by singer/guitarist Peter Sando, the group was signed by Lovin' Spoonful producers Charlie Koppelman and Don Rubin and conjured their sole, self-titled album for Capitol in late 1967. One of the rarest major label psychedelic releases, Gandalf features swirls of Hammond B3 organ, caressing vibraphone runs and electric sitar on Sando's originals as well as imaginative recastings of songs by Tim Hardin, Gary Bonner/Alan Gordon, and Eden Ahbez. Includes two bonus tracks. ..::TRACK-LIST::.. 1. Golden Earrings 2:45 2. Hang On To A Dream 4:12 3. Never Too Far 1:50 4. Scarlet Ribbons 3:02 5. You Upset The Grace Of Living 2:38 6. Can You Travel In The Dark Alone 3:07 7. Nature Boy 3:06 8. Tiffany Rings 1:48 9. Me About You 4:53 10. I Watch The Moon 3:50 Bonus Tracks: 11. Tears Of Ages (Live 1968) 2:56 12. Golden Earrings (1968 Demo) 6:08 ..::OBSADA::.. Bass, Vocals - Bob Muller Drums - Davy Bauer Guitar, Vocals - Peter Sando Piano, Electric Piano, Harpsichord, Organ - Frank Hubach https://www.youtube.com/watch?v=XDcNPL57Yok SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-15 16:38:05
Rozmiar: 95.30 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zremasterowana, rozszerzona o dwa nagrania z epoki, reedycja amerykańskiego soft-psychodelicznego klasyka wartego na oryginalnym winylu ponad 700 dolarów! Och, jak ja uwielbiam tę płytę! Pierwsza dziesiątka amerykańskiego psych-rocka! Każdy utwór jest wspaniały, choć to tylko melodyjne, niemal popowe piosenki podane w sennym, psychodelicznym sosie. Ale efekt jest oszałamiający! Trudno się dziwić, że album ma status kultowy i ma bardzo szerokie grono zaprzysięgłych fanów. Album został nagrany w 1968, ale firma Capitol wydała go dopiero na początku 1969 roku - gdy zespół już nie istniał! Płyta brzmi wspaniale - dynamicznie i bez żadnych szumów - bije na głowę poprzednie reedycje, w tym amerykański Sundazed! Płyta dostępna również na winylu (bez bonusów). Reissue of spellbinding, atmospheric songs which spin from soft dreamscapes into blistering fuzz guitar breaks, Gandalf casts a powerful spell. Led by singer/guitarist Peter Sando, the group was signed by Lovin' Spoonful producers Charlie Koppelman and Don Rubin and conjured their sole, self-titled album for Capitol in late 1967. One of the rarest major label psychedelic releases, Gandalf features swirls of Hammond B3 organ, caressing vibraphone runs and electric sitar on Sando's originals as well as imaginative recastings of songs by Tim Hardin, Gary Bonner/Alan Gordon, and Eden Ahbez. Includes two bonus tracks. ..::TRACK-LIST::.. 1. Golden Earrings 2:45 2. Hang On To A Dream 4:12 3. Never Too Far 1:50 4. Scarlet Ribbons 3:02 5. You Upset The Grace Of Living 2:38 6. Can You Travel In The Dark Alone 3:07 7. Nature Boy 3:06 8. Tiffany Rings 1:48 9. Me About You 4:53 10. I Watch The Moon 3:50 Bonus Tracks: 11. Tears Of Ages (Live 1968) 2:56 12. Golden Earrings (1968 Demo) 6:08 ..::OBSADA::.. Bass, Vocals - Bob Muller Drums - Davy Bauer Guitar, Vocals - Peter Sando Piano, Electric Piano, Harpsichord, Organ - Frank Hubach https://www.youtube.com/watch?v=XDcNPL57Yok SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-15 16:34:37
Rozmiar: 243.14 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Cóż to za wyśmienity album! Amerykańskie trio Glass Harp w latach 1970-1972 grało bardzo brytyjskiego, bogato zaaranżowanego (flet, okazjonalne smyczki, częste zmiany nastroju), gitarowego, ciężkawego rocka - trochę przypominającego bardzo bogato zaaranżowany Wishbone Ash. Doskonały gitarzysta Phil Keaggy od zawsze uznawany jest za jednego z najlepszych gitarzystów w Stanach! Chwytliwe melodie, bogate aranżacje i przynajmniej 4 kawałki trwające po 6-8 minut. Dodatkowo blisko 30-minutowa, mocno rozimprowizowana wresja klasycznego "Can You See Me" zarejestrowana w nowojorskim Carnegie Hall! ..::TRACK-LIST::.. 1. Can You See Me 6:23 2. Children's Fantasy 4:10 3. Changes (In The Heart Of My Own True Love) 5:53 4. Village Queen 3:58 5. Black Horse 2:48 6. Southbound 3:52 7. Whatever Life Demands 6:27 8. Look In The Sky 8:09 9. Garden 4:18 10. On Our Own 2:35 Bonus track (Recorded Live at the Carnegie Hall, NY 1971): 11. Can You See Me 28:50 ..::OBSADA::.. Drums, Vocals, Acoustic Guitar - John Sferra Electric Guitar, Vocals, Acoustic Guitar - Phil Keaggy Bass, Vocals, Flute - Dan Pecchio + Viola [Electric] - John Cale https://www.youtube.com/watch?v=-UBrqQJ8iFY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-12 13:55:21
Rozmiar: 180.01 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Cóż to za wyśmienity album! Amerykańskie trio Glass Harp w latach 1970-1972 grało bardzo brytyjskiego, bogato zaaranżowanego (flet, okazjonalne smyczki, częste zmiany nastroju), gitarowego, ciężkawego rocka - trochę przypominającego bardzo bogato zaaranżowany Wishbone Ash. Doskonały gitarzysta Phil Keaggy od zawsze uznawany jest za jednego z najlepszych gitarzystów w Stanach! Chwytliwe melodie, bogate aranżacje i przynajmniej 4 kawałki trwające po 6-8 minut. Dodatkowo blisko 30-minutowa, mocno rozimprowizowana wresja klasycznego "Can You See Me" zarejestrowana w nowojorskim Carnegie Hall! ..::TRACK-LIST::.. 1. Can You See Me 6:23 2. Children's Fantasy 4:10 3. Changes (In The Heart Of My Own True Love) 5:53 4. Village Queen 3:58 5. Black Horse 2:48 6. Southbound 3:52 7. Whatever Life Demands 6:27 8. Look In The Sky 8:09 9. Garden 4:18 10. On Our Own 2:35 Bonus track (Recorded Live at the Carnegie Hall, NY 1971): 11. Can You See Me 28:50 ..::OBSADA::.. Drums, Vocals, Acoustic Guitar - John Sferra Electric Guitar, Vocals, Acoustic Guitar - Phil Keaggy Bass, Vocals, Flute - Dan Pecchio + Viola [Electric] - John Cale https://www.youtube.com/watch?v=-UBrqQJ8iFY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-12 13:51:41
Rozmiar: 498.38 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album niemieckiej formacji nawiązującej do dokonań Amon Dull II i wczesnych Pink Floyd - ale bardziej jazzująca. Płyta oryginalnie wydana została przez Ohr Records i moim zdaniem jest znacznie lepsza i bardziej rockowa (przystępniejsza) niż awangardowa 'dwójka'. Zremasterowana reedycja z 2023 roku. Starting out as early as 67 under the name of Ambition Of Music, AQ is one of those early 70's wonder in Krautrock, all the more legendary for having their two albums released on the famous Ohr label, even if both are fairly different from each other. On this debut album, AQ is a septet with most of the members being multi-instrumentalists, and their debut contained four unnamed tracks (two short and two long ones), the whole thing packaged in a many foldout artwork sleeve making this album rather expensive in its vinyl form. Not everything is perfect on this album, especially in the numerous fade-outs (some in-built in the tracks), but overall the album is a pure joy to have. The music presented on this album is strange form of psychedelic jazz-rock (a bit like if Nucleus met the Saucerful-era Floyd), which reminds me a bit of Missus Beastly's early albums. The first two tracks are the short ones but not necessarily the easiest to cope with, far from it, really!! The first is a very-slow track that is unbelievable heavy which freaks out completely into heavy spacy-echoed sounds. Grandiose. The second track is a much faster three-minute affair, which stands a bit alone out of line with the rest of the album's style, but it is absolutely nothing shocking. This is the rockiest and least jazzy track on the album and the weakest. The first of the long tracks (rounding up side one) is an altogether different affair with its almost 11-mins and its Nucleus-styled brass section cross with an organ that you'd swear is played by a certain Mr Wright, while the wordless vocalizings is reminiscent of a raunchier Wyatt on Third. This is, along with the leadoff track, Osmose's apex. The second side is taken up by the sidelong 18-min+ track, which bases its sound on the previous tracks but it has some lengths, especially in the percussion passage about two thirds of the way into the track and losses itself. As their following album will follow two years later, under a fairly different line-up, being much more improvised free jazz, Osmose is from far AQ's best works and very much essential to early Krautrock history. All I have seen so far is a Spalax label reissue of this album (which I heard is OOP), but hopefully this will be reissued with the Kollodium bonus track on the Ohrenschmaus sampler album. Much worth the eavesdropping even if it is flawed. Sean Trane 'Annexus Quam', a German band released in 1970 their first record 'Osmose', a mixture of Psychedelic Rock, Blues and Jazz improvisation, similar to early 'Pink Floyd' and 'Grateful Dead' with a jazzier side like 'Embryo'. 'Osmose' presents four improvisational exerpts, the shortest being only 3 minutes the longest clocking in about 18.The overall athmosphere is laid back and spacy (mainly due to the slow rhythms and heavy use of Echo) giving the whole record a psychedelic feeling ( early Pink floyd) with a Jazz touch (large use of woowdwinds and brass). 'Osmose I', the first track establishes a psychedelic athmosphere with a short intro for guitar and & sax and evolving into a slow organ blues, a dreamy trombone solo and some space guitar. 'Osmose II' the shortest track, developes a bouncing uptempo rhythm between the bass an drums over which Uwe Bick places his spacy vocalizes reminding Roger Waters ( the whole track reminds Floyd's 'Careful With That Axe Eugene'). 'Osmose III' the last and longer part on side one, presents a heavy slow blues, with great guitar work -a repeated arpeggio motive-, followed by a jazzy trombone solo, a jazzy guitar solo and organ washes. About half of the track the rhythm changes and developes a more psychdelic athmosphere with a spacy flute solo. 'Osmose IV', the longest and stylistically most interesting track, mixing Jazz, Psychedelic and Spanish music, starts with an acoustic piano intro, evolving into a jazz groove with drums and bass , followed by jazz guitar, a trombone solo and again some spacy vocalizes. After 5 minutes the rhythm slows down giving space to a heavy echo-slide- guitar section over cymbal strokes ( quite similar to 'Set the Controls' ). A bass line establishes a rhythm change, followed by another slide-echo-guitar section leaving place to a percussion-only passage, that evolvess into a spanish flavored rubato section for acoustic classical guitar and trumpet with reminiscences to the 'Concertio De Aranjuez' followed by a jazz groove and ending with a psychedelic organ and drumlroll section. A highly interesting record that combines jazz improvisation with Psychedelic, Blues and World elements. Alucard ..::TRACK-LIST::.. 1. A 4:10 2. B 3:07 3. C 10:30 4. D 18:14 ..::OBSADA::.. Peter Werner - guitar, vocals, percussion Hans Kämper - Spanish guitar, trombone, vocals, percussion Werner Hostermann - clarinet, organ, vocals, percussion Ove Volquartz - saxophone Harald Klemm - flute, vocals, percussion Jürgen Jonuschies - bass, vocals, percussion Uwe Bick - drums, vocals, percussion https://www.youtube.com/watch?v=o8GkVISV7w4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-01 11:18:13
Rozmiar: 83.72 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album niemieckiej formacji nawiązującej do dokonań Amon Dull II i wczesnych Pink Floyd - ale bardziej jazzująca. Płyta oryginalnie wydana została przez Ohr Records i moim zdaniem jest znacznie lepsza i bardziej rockowa (przystępniejsza) niż awangardowa 'dwójka'. Zremasterowana reedycja z 2023 roku. Starting out as early as 67 under the name of Ambition Of Music, AQ is one of those early 70's wonder in Krautrock, all the more legendary for having their two albums released on the famous Ohr label, even if both are fairly different from each other. On this debut album, AQ is a septet with most of the members being multi-instrumentalists, and their debut contained four unnamed tracks (two short and two long ones), the whole thing packaged in a many foldout artwork sleeve making this album rather expensive in its vinyl form. Not everything is perfect on this album, especially in the numerous fade-outs (some in-built in the tracks), but overall the album is a pure joy to have. The music presented on this album is strange form of psychedelic jazz-rock (a bit like if Nucleus met the Saucerful-era Floyd), which reminds me a bit of Missus Beastly's early albums. The first two tracks are the short ones but not necessarily the easiest to cope with, far from it, really!! The first is a very-slow track that is unbelievable heavy which freaks out completely into heavy spacy-echoed sounds. Grandiose. The second track is a much faster three-minute affair, which stands a bit alone out of line with the rest of the album's style, but it is absolutely nothing shocking. This is the rockiest and least jazzy track on the album and the weakest. The first of the long tracks (rounding up side one) is an altogether different affair with its almost 11-mins and its Nucleus-styled brass section cross with an organ that you'd swear is played by a certain Mr Wright, while the wordless vocalizings is reminiscent of a raunchier Wyatt on Third. This is, along with the leadoff track, Osmose's apex. The second side is taken up by the sidelong 18-min+ track, which bases its sound on the previous tracks but it has some lengths, especially in the percussion passage about two thirds of the way into the track and losses itself. As their following album will follow two years later, under a fairly different line-up, being much more improvised free jazz, Osmose is from far AQ's best works and very much essential to early Krautrock history. All I have seen so far is a Spalax label reissue of this album (which I heard is OOP), but hopefully this will be reissued with the Kollodium bonus track on the Ohrenschmaus sampler album. Much worth the eavesdropping even if it is flawed. Sean Trane 'Annexus Quam', a German band released in 1970 their first record 'Osmose', a mixture of Psychedelic Rock, Blues and Jazz improvisation, similar to early 'Pink Floyd' and 'Grateful Dead' with a jazzier side like 'Embryo'. 'Osmose' presents four improvisational exerpts, the shortest being only 3 minutes the longest clocking in about 18.The overall athmosphere is laid back and spacy (mainly due to the slow rhythms and heavy use of Echo) giving the whole record a psychedelic feeling ( early Pink floyd) with a Jazz touch (large use of woowdwinds and brass). 'Osmose I', the first track establishes a psychedelic athmosphere with a short intro for guitar and & sax and evolving into a slow organ blues, a dreamy trombone solo and some space guitar. 'Osmose II' the shortest track, developes a bouncing uptempo rhythm between the bass an drums over which Uwe Bick places his spacy vocalizes reminding Roger Waters ( the whole track reminds Floyd's 'Careful With That Axe Eugene'). 'Osmose III' the last and longer part on side one, presents a heavy slow blues, with great guitar work -a repeated arpeggio motive-, followed by a jazzy trombone solo, a jazzy guitar solo and organ washes. About half of the track the rhythm changes and developes a more psychdelic athmosphere with a spacy flute solo. 'Osmose IV', the longest and stylistically most interesting track, mixing Jazz, Psychedelic and Spanish music, starts with an acoustic piano intro, evolving into a jazz groove with drums and bass , followed by jazz guitar, a trombone solo and again some spacy vocalizes. After 5 minutes the rhythm slows down giving space to a heavy echo-slide- guitar section over cymbal strokes ( quite similar to 'Set the Controls' ). A bass line establishes a rhythm change, followed by another slide-echo-guitar section leaving place to a percussion-only passage, that evolvess into a spanish flavored rubato section for acoustic classical guitar and trumpet with reminiscences to the 'Concertio De Aranjuez' followed by a jazz groove and ending with a psychedelic organ and drumlroll section. A highly interesting record that combines jazz improvisation with Psychedelic, Blues and World elements. Alucard ..::TRACK-LIST::.. 1. A 4:10 2. B 3:07 3. C 10:30 4. D 18:14 ..::OBSADA::.. Peter Werner - guitar, vocals, percussion Hans Kämper - Spanish guitar, trombone, vocals, percussion Werner Hostermann - clarinet, organ, vocals, percussion Ove Volquartz - saxophone Harald Klemm - flute, vocals, percussion Jürgen Jonuschies - bass, vocals, percussion Uwe Bick - drums, vocals, percussion https://www.youtube.com/watch?v=o8GkVISV7w4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-01 11:13:15
Rozmiar: 225.97 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Znacznie polepszona w stosunku do starej, potrzaskującej i szumiącej wersji wytwórni Spalax (zgranej z przeciętnej jakości winylu) i w sumie rozszerzona o pięć nagrań (w tym świetny singiel z 1969) szwedzka edycja rewelacyjnego albumu francuskiej, psych-progresywnej formacji, której muzycy współpracowali nieco wcześniej z Daevidem Allenem (zanim ten założył Gong). Stylistykę LP "Ame Son" można przyrówać do wczesnych nagrań Gong, a także wczesnych Pink Floyd, Group 1850 i Soft Machine - ze szczyptą Jethro Tull. Ten zaśpiewany i po francusku i po angielsku album jest po prostu kapitalny, aczkolwiek wymaga kilku uważnych przesłuchań. Dźwiękowo ta edycja bije stary CD na głowę! Ame Son's only album is one of the earliest "prog" French record (Sept 69) but really it is still very much a psychedelic thing, but undeniably progressive. This groups had roots in the mid-60's under the name of Les Primitiv's and were playing all over France and had been exposed to early Soft Machine on these last's frequent tours of France, especially on the Riviera. As one of their members got drafted in the army, the group went in lethargy and some members started playing with Daevid Allen's Bananamoon in 68 and 69. Upon the return of the drafted, the group reformed and changed their name to Ame Son with flutist Garrel. Signed to Byg Records, Ame Son's album was recorded in two days in London (French vocals later added in a Paris studio) and has Allen and early Soft Machine written all over it, without appearing like a derivate product either. It was generally well received by the press and the public, and they participated in most major festivals in France and Belgium. To describe their music to progheads is not that easy, because their particular type of psych rock is often truly improvisational, but if dissonant, it did not go in the free-jazz and is much wiser/pleasant than Crimson's Moonchild (note: they don't sound like them at all). Basically a guitar trio with a signing flutist (but not our Tull Mad Flauter, more like Bloomdido Bad De Grass Malherbe), their sound approaches a Floyd-ish (circa Saucerful or live Ummagumma), a calmer Guru Guru (UFO and Hinten) and early Gong (Continental Circus OST), even if vocally they might have been stronger (but as I warned above, recording vocals in a different studio than the music, probably caused difficulties). But Ame Son managed to remain accessible by never over-stretching their talents or their improvisations. In many ways, Catalyse reminds me of Dashiell Hedayatt's jaw-dropping Obsolete (which is also Gong-related) with their raw hippy dreamy rock. Most of their tracks (none shorter than six minutes) are subdivided into sections of which Coeur Fou and Reborn This Morning are the highlights, but there are some real flaws: Coup De H/Sable Mouvants is not only slightly weaker, but definitely not well recorded. Two bonus tracks from a single are added on the Spalax Cd reissue, and they are fairly well in the spirit of the album (even if shorter), but a good remastering job is more than needed for that single and the full album. After touring extensively France for two years, the group split up in mid-71, after some recording sessions to reform in 73 with a different line-up and made recordings, which also did not materialize, in a second album. AS's only album is one of those French pearl that qualifies as psych proto-prog and is very much recommended to anyone into Gong, Daevid or early Softs and untamed Floyd. For my part, I find this album stunning and in my French top 20 - Zeuhl notwithstanding. Sean Trane ..::TRACK-LIST::.. 1. Hein, Quant A Toi (6:38) - Hein, Quant A Toi - Comme Est Morte L'Evocation - Hommage 2. Seventh Time Key (6:11) - Seventh Time Key - I Just Want To Say 3. Coeur Fou (8:11) - Coeur Fou - La Globule - Le Mal Sonne 4. Eclosion (5:30) - Eclosion - Marie Aux Quatre Vents 5. Reborn This Morning On The Way Of ... (6:17) - Reborn This Morning On The Way Of ... - Unity 6. A Coup De Hache (6:52) - A Coup De Hache - Les Sables Mouvants Bonus Tracks: 7. Je Veux Juste Dire (A-side, 1969) 2:53 8. Unity (B-side, 1969) 3:57 9. Le Grand Cirque De La Lune (1969) 6:29 10. Je Veux Juste Dire (Demo, 1971) 25:48 11. Hein! Quant A Toi (1971) 0:36 'Catalyse' was recorded in Paris and London in September / October 1969. Originally released in 1970. 5 bonus tracks recorded between 1969 and 1971. ..::OBSADA::.. Bernard Lavialle - guitar Patrick Fontaine - bass guitar Marc Blanc - voice, drums Francois Garrel - voice, flute https://www.youtube.com/watch?v=JIKihLIbrYY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-31 10:16:46
Rozmiar: 184.80 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Znacznie polepszona w stosunku do starej, potrzaskującej i szumiącej wersji wytwórni Spalax (zgranej z przeciętnej jakości winylu) i w sumie rozszerzona o pięć nagrań (w tym świetny singiel z 1969) szwedzka edycja rewelacyjnego albumu francuskiej, psych-progresywnej formacji, której muzycy współpracowali nieco wcześniej z Daevidem Allenem (zanim ten założył Gong). Stylistykę LP "Ame Son" można przyrówać do wczesnych nagrań Gong, a także wczesnych Pink Floyd, Group 1850 i Soft Machine - ze szczyptą Jethro Tull. Ten zaśpiewany i po francusku i po angielsku album jest po prostu kapitalny, aczkolwiek wymaga kilku uważnych przesłuchań. Dźwiękowo ta edycja bije stary CD na głowę! Ame Son's only album is one of the earliest "prog" French record (Sept 69) but really it is still very much a psychedelic thing, but undeniably progressive. This groups had roots in the mid-60's under the name of Les Primitiv's and were playing all over France and had been exposed to early Soft Machine on these last's frequent tours of France, especially on the Riviera. As one of their members got drafted in the army, the group went in lethargy and some members started playing with Daevid Allen's Bananamoon in 68 and 69. Upon the return of the drafted, the group reformed and changed their name to Ame Son with flutist Garrel. Signed to Byg Records, Ame Son's album was recorded in two days in London (French vocals later added in a Paris studio) and has Allen and early Soft Machine written all over it, without appearing like a derivate product either. It was generally well received by the press and the public, and they participated in most major festivals in France and Belgium. To describe their music to progheads is not that easy, because their particular type of psych rock is often truly improvisational, but if dissonant, it did not go in the free-jazz and is much wiser/pleasant than Crimson's Moonchild (note: they don't sound like them at all). Basically a guitar trio with a signing flutist (but not our Tull Mad Flauter, more like Bloomdido Bad De Grass Malherbe), their sound approaches a Floyd-ish (circa Saucerful or live Ummagumma), a calmer Guru Guru (UFO and Hinten) and early Gong (Continental Circus OST), even if vocally they might have been stronger (but as I warned above, recording vocals in a different studio than the music, probably caused difficulties). But Ame Son managed to remain accessible by never over-stretching their talents or their improvisations. In many ways, Catalyse reminds me of Dashiell Hedayatt's jaw-dropping Obsolete (which is also Gong-related) with their raw hippy dreamy rock. Most of their tracks (none shorter than six minutes) are subdivided into sections of which Coeur Fou and Reborn This Morning are the highlights, but there are some real flaws: Coup De H/Sable Mouvants is not only slightly weaker, but definitely not well recorded. Two bonus tracks from a single are added on the Spalax Cd reissue, and they are fairly well in the spirit of the album (even if shorter), but a good remastering job is more than needed for that single and the full album. After touring extensively France for two years, the group split up in mid-71, after some recording sessions to reform in 73 with a different line-up and made recordings, which also did not materialize, in a second album. AS's only album is one of those French pearl that qualifies as psych proto-prog and is very much recommended to anyone into Gong, Daevid or early Softs and untamed Floyd. For my part, I find this album stunning and in my French top 20 - Zeuhl notwithstanding. Sean Trane ..::TRACK-LIST::.. 1. Hein, Quant A Toi (6:38) - Hein, Quant A Toi - Comme Est Morte L'Evocation - Hommage 2. Seventh Time Key (6:11) - Seventh Time Key - I Just Want To Say 3. Coeur Fou (8:11) - Coeur Fou - La Globule - Le Mal Sonne 4. Eclosion (5:30) - Eclosion - Marie Aux Quatre Vents 5. Reborn This Morning On The Way Of ... (6:17) - Reborn This Morning On The Way Of ... - Unity 6. A Coup De Hache (6:52) - A Coup De Hache - Les Sables Mouvants Bonus Tracks: 7. Je Veux Juste Dire (A-side, 1969) 2:53 8. Unity (B-side, 1969) 3:57 9. Le Grand Cirque De La Lune (1969) 6:29 10. Je Veux Juste Dire (Demo, 1971) 25:48 11. Hein! Quant A Toi (1971) 0:36 'Catalyse' was recorded in Paris and London in September / October 1969. Originally released in 1970. 5 bonus tracks recorded between 1969 and 1971. ..::OBSADA::.. Bernard Lavialle - guitar Patrick Fontaine - bass guitar Marc Blanc - voice, drums Francois Garrel - voice, flute https://www.youtube.com/watch?v=JIKihLIbrYY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-31 10:12:38
Rozmiar: 433.44 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Sześciopłytowy zestaw zawierający antologię kultowej brytyjskiej grupy. Znalazły się tutaj albumy: "Help Yourself" z 1971, "Strange Affair" i "Beware The Shadow" z 1972, "Return Of Ken Whaley", "Happy Days" i "Help Yourself 5" (wydany dopiero w 2004) z 1973, a także solowy album lidera zespołu Malcolma Morleya "Lost And Found", nagrany w 1976 z towarzyszeniem grupy Plummet Airlines, którego taśmy-matki zaginęły i odnalazły się po latach, a następnie zostały wydane w 2002 roku. Wszystkie nagrania zremasterowano, a całość znajduje się w sztywnym pudełku, z książeczką z niepublikowanymi wcześniej zdjęciami i wywiadami oraz plakatem. - A NEW 6CD REMASTERED BOXED SET ANTHOLOGY FEATURING THE COMPLETE STUDIO RECORDINGS BY THE UNSUNG HEROES OF BRITISH EARLY ‘70s ROCK, HELP YOURSELF - FEATURING 66 TRACKS ON 6 CDs INCLUDING THE ALBUMS HELP YOURSELF, STRANGE AFFAIR, BEWARE THE SHADOW, THE RETURN OF KEN WHALEY / HAPPY DAYS, THE ALBUM FIVE & MALCOLM MORLEY’S 1976 ALBUM LOST & FOUND (BOTH UNRELEASED FOR THIRTY YEARS) ALONG WITH A PREVIOUSLY UNRELEASED BBC SESSION & DEMO. - REMASTERED FROM THE ORIGINAL ALBUM MASTER TAPES - INCLUDES AN ILLUSTRATED BOOK WITH EXTENSIVE ESSAY WITH PREVIOUSLY UNSEEN PHOTOGRAPHS AND INTERVIEWS & A POSTER Esoteric Recordings are pleased to announce the release of PASSING THROUGH – THE COMPLETE STUDIO RECORDINGS, a 6CD boxed set by the unsung heroes of British early ‘70s rock, HELP YOURSELF. The band was formed in London in 1970, originally as a backing band for singer-songwriter MALCOLM MORLEY and took their influences from American West Coast Country and Acid Rock. After Morley signed to the Famepushers management stable, his manager John Eichler suggested Morley form a new band and HELP YOURSELF was born. Featuring MALCOLM MORLEY (guitars, keyboards, vocals), former Sam Apple Pie member DAVE CHARLES (drums, percussion, vocals), RICHARD TREECE (guitars, vocals, harmonica) and KEN WHALEY (bass), the band signed to United Artists in 1970 and their eponymous debut album was issued in 1971. Following a tour with label mates Brinsley Schwarz and Ernie Graham (also Famepushers artists), Ken Whaley departed the band. An expanded line-up including Ernie Graham and Jonathan Glemser began work on the album STRANGE AFFAIR in 1972, but Graham and Glemser’s departure half-way through the recording saw roadie Paul Burton join the band to complete the album, (which would include the excellent extended track “The All Electric Fur Trapper”). The band embarked on a tour of Switzerland with Welsh rock legends Man and a bond formed between the two groups. The band’s next album, BEWARE THE SHADOW, was an even stronger effort, featuring the Help’s twelve-minute anthem, “Reaffirmation”, a track that displayed the instrumental excellence of the group. Prior to a tour to promote their most recent album Malcolm Morley fell ill with depression and DEKE LEONARD, recently dismissed from Man, took his place. When Morley recovered, Leonard remained with the band, appearing with them on the CHRISTMAS AT THE PATTI concert in Swansea in December 1972. In early 1973 Deke Leonard departed the band to pursue a solo career and the band began work on the album HAPPY DAYS, a record that also featured THE FLYING ACES (featuring former MAN bassist MARTIN ACE and his wife George) and VIVIAN “SPIV’ MORRIS and spawned a touring musical review featuring all the musicians. Paul Burton’s departure during these sessions saw Ken Whaley return to the band. Work then commenced on another album, THE RETURN OF KEN WHALEY. Both albums were released as a package by United Artists later that year. Although critically acclaimed, commercial success continued to elude the band and Help Yourself were dropped by their record label. A fifth album was recorded at Chipping Norton Studios in Oxfordshire in 1973 but this failed to gain a release for over thirty years. The aborted album led to Help Yourself disbanding, with Malcolm Morley and Ken Whaley joining Man in 1974 for their album Winos, Rhinos and Lunatics. Following his departure from Man, Malcolm Morley recorded a solo album in 1976 that would also remain unreleased for thirty years. Over four decades on, HELP YOURSELF are now regarded as one of the great, unsung British bands of their era and the songs of Malcolm Morley are recognised as true treasures. PASSING THROUGH – THE COMPLETE STUDIO RECORDINGS is a lovingly compiled boxed set which gathers together the albums HELP YOURSELF, STRANGE AFFAIR, BEWARE THE SHADOW, THE RETURN OF KEN WHALEY / HAPPY DAYS, the unreleased album FIVE , all the band’s non-album singles & Malcolm Morley’s unreleased album LOST & FOUND along with a previously unreleased BBC session & a studio demo. The set is newly re-mastered from the original master tapes and features an illustrated booklet with rare photographs and a new essay with interviews and a poster and is a tribute to the inspirational music of HELP YOURSELF. Esoteric More of the same for Help Yourself on their second album, for the most part. Bassist Ken Whaley had taken his leave, replaced by former band roadie Ernie Graham on guitars and vocals (although Whaley would return a couple years later with the band naming their fourth album in his honor). Graham penned the only non-Malcolm Morley track on the first two albums, the strumming and west coast-flavored “Movie Star”. Otherwise most of these tracks are quite similar to the debut, at least most of them. The band would put together their first full- length psych jam here with the ten minute rambling “Excerpts from the ‘All Electric Fur Trapper’”, which would only be topped during their career by the even longer and more improvisational “Reaffirmation” on the ‘Beware the Shadow’ release. The instrumentation is the same: a couple of guitars, piano, bass and drums. Pub band fare for the most part, but Help Yourself had a knack for coming off as just vaguely enough like several ‘A’ list bands to sound like they were a bit more accomplished than what they probably were. The title track for example has a jaunty piano intro and lumbering tempo that bears a striking resemblance to a fair amount of Joe Walsh’s solo stuff; even the theme, something about a classy chick picking up a bum in a bar, sounds like something Walsh would have penned. “Brown Lady” leans quite heavily into Ambrosia or Firefall territory with its strumming acoustic guitar, almost invisible bass line, and disjointed amorous lyrics. The Graham track “Movie Star” fits quite well in between the Morley tunes, but with harmonizing vocals that recall Buffalo Springfield or even CSN; while “Deanna Call and Scotty” has a Morley vocal track and piano accompaniment that could easily have been inspired by any number of tracks from ‘Abbey Road’, or maybe even some of the early seventies albums from the Beatles Lite (ELO). The band moves back into pub rock with “Heaven Row”, even to the extent of including female harmonizing vocal backing. And the closing “Many Ways of Meeting” has a real “Let it Be” feel to it but without any kind of heavy lyrical undercurrent of meaning. But the stand out track is the aforementioned “Excerpts from the ‘All Electric Fur Trapper’”, a lightly psychedelic and slow- developing instrumental that weaves in acoustic picking, electric strumming, fuzz, and some odd keyboard effects with a couple minutes of undisciplined jamming that sounds awfully acid-inspired. The result is one of those space-out songs that is best listened to in early dusk while lying on the hood of your car in a park somewhere. Peaceful, easy stuff, and probably brought the lighters out when it was played live at festivals back then (assuming it was played live at festivals, which I’m sure it was). The next couple albums would be a bit heavier than this one, which is a bit heavier than the debut. But in reality these guys can be easily lumped with Man, pre-Laurie Wisefield Wishbone Ash, or Home. In other words British pub rock that aspires to be a bit more, and is inexplicably very west coast leaning in its execution. Decent stuff, probably not progressive, but worth a listen unless you are a prog purist. Three stars. ClemofNazareth ..::TRACK-LIST::.. CD 2 - STRANGE AFFAIR (remastered edition) Released in 1972: 1. Strange Affair 2. Brown Lady 3. Movie Star 4. Deanna Call And Scotty 5. Heaven Row 6. Excerpts From 'The All Electric Fur Trapper' (Soundtrack From The Film Of The Novel) 7. Many Ways Of Meetings Bonus Track: 8. Heaven Row (A-Side Of Single - Released In 1972) ..::OBSADA::.. Malcolm Morley - keyboards, guitar, vocals, composer (excl. 3) Richard Treece - bass, guitar, vocals Paul Burton - bass, guitar, vocals Dave Charles - drums, percussion, vocals With: Ernie Graham - guitar, vocals Jonathan 'Jojo' Glemser - guitar https://www.youtube.com/watch?v=3ErEZ9_7SK0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-29 10:09:05
Rozmiar: 92.41 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Sześciopłytowy zestaw zawierający antologię kultowej brytyjskiej grupy. Znalazły się tutaj albumy: "Help Yourself" z 1971, "Strange Affair" i "Beware The Shadow" z 1972, "Return Of Ken Whaley", "Happy Days" i "Help Yourself 5" (wydany dopiero w 2004) z 1973, a także solowy album lidera zespołu Malcolma Morleya "Lost And Found", nagrany w 1976 z towarzyszeniem grupy Plummet Airlines, którego taśmy-matki zaginęły i odnalazły się po latach, a następnie zostały wydane w 2002 roku. Wszystkie nagrania zremasterowano, a całość znajduje się w sztywnym pudełku, z książeczką z niepublikowanymi wcześniej zdjęciami i wywiadami oraz plakatem. - A NEW 6CD REMASTERED BOXED SET ANTHOLOGY FEATURING THE COMPLETE STUDIO RECORDINGS BY THE UNSUNG HEROES OF BRITISH EARLY ‘70s ROCK, HELP YOURSELF - FEATURING 66 TRACKS ON 6 CDs INCLUDING THE ALBUMS HELP YOURSELF, STRANGE AFFAIR, BEWARE THE SHADOW, THE RETURN OF KEN WHALEY / HAPPY DAYS, THE ALBUM FIVE & MALCOLM MORLEY’S 1976 ALBUM LOST & FOUND (BOTH UNRELEASED FOR THIRTY YEARS) ALONG WITH A PREVIOUSLY UNRELEASED BBC SESSION & DEMO. - REMASTERED FROM THE ORIGINAL ALBUM MASTER TAPES - INCLUDES AN ILLUSTRATED BOOK WITH EXTENSIVE ESSAY WITH PREVIOUSLY UNSEEN PHOTOGRAPHS AND INTERVIEWS & A POSTER Esoteric Recordings are pleased to announce the release of PASSING THROUGH – THE COMPLETE STUDIO RECORDINGS, a 6CD boxed set by the unsung heroes of British early ‘70s rock, HELP YOURSELF. The band was formed in London in 1970, originally as a backing band for singer-songwriter MALCOLM MORLEY and took their influences from American West Coast Country and Acid Rock. After Morley signed to the Famepushers management stable, his manager John Eichler suggested Morley form a new band and HELP YOURSELF was born. Featuring MALCOLM MORLEY (guitars, keyboards, vocals), former Sam Apple Pie member DAVE CHARLES (drums, percussion, vocals), RICHARD TREECE (guitars, vocals, harmonica) and KEN WHALEY (bass), the band signed to United Artists in 1970 and their eponymous debut album was issued in 1971. Following a tour with label mates Brinsley Schwarz and Ernie Graham (also Famepushers artists), Ken Whaley departed the band. An expanded line-up including Ernie Graham and Jonathan Glemser began work on the album STRANGE AFFAIR in 1972, but Graham and Glemser’s departure half-way through the recording saw roadie Paul Burton join the band to complete the album, (which would include the excellent extended track “The All Electric Fur Trapper”). The band embarked on a tour of Switzerland with Welsh rock legends Man and a bond formed between the two groups. The band’s next album, BEWARE THE SHADOW, was an even stronger effort, featuring the Help’s twelve-minute anthem, “Reaffirmation”, a track that displayed the instrumental excellence of the group. Prior to a tour to promote their most recent album Malcolm Morley fell ill with depression and DEKE LEONARD, recently dismissed from Man, took his place. When Morley recovered, Leonard remained with the band, appearing with them on the CHRISTMAS AT THE PATTI concert in Swansea in December 1972. In early 1973 Deke Leonard departed the band to pursue a solo career and the band began work on the album HAPPY DAYS, a record that also featured THE FLYING ACES (featuring former MAN bassist MARTIN ACE and his wife George) and VIVIAN “SPIV’ MORRIS and spawned a touring musical review featuring all the musicians. Paul Burton’s departure during these sessions saw Ken Whaley return to the band. Work then commenced on another album, THE RETURN OF KEN WHALEY. Both albums were released as a package by United Artists later that year. Although critically acclaimed, commercial success continued to elude the band and Help Yourself were dropped by their record label. A fifth album was recorded at Chipping Norton Studios in Oxfordshire in 1973 but this failed to gain a release for over thirty years. The aborted album led to Help Yourself disbanding, with Malcolm Morley and Ken Whaley joining Man in 1974 for their album Winos, Rhinos and Lunatics. Following his departure from Man, Malcolm Morley recorded a solo album in 1976 that would also remain unreleased for thirty years. Over four decades on, HELP YOURSELF are now regarded as one of the great, unsung British bands of their era and the songs of Malcolm Morley are recognised as true treasures. PASSING THROUGH – THE COMPLETE STUDIO RECORDINGS is a lovingly compiled boxed set which gathers together the albums HELP YOURSELF, STRANGE AFFAIR, BEWARE THE SHADOW, THE RETURN OF KEN WHALEY / HAPPY DAYS, the unreleased album FIVE , all the band’s non-album singles & Malcolm Morley’s unreleased album LOST & FOUND along with a previously unreleased BBC session & a studio demo. The set is newly re-mastered from the original master tapes and features an illustrated booklet with rare photographs and a new essay with interviews and a poster and is a tribute to the inspirational music of HELP YOURSELF. Esoteric More of the same for Help Yourself on their second album, for the most part. Bassist Ken Whaley had taken his leave, replaced by former band roadie Ernie Graham on guitars and vocals (although Whaley would return a couple years later with the band naming their fourth album in his honor). Graham penned the only non-Malcolm Morley track on the first two albums, the strumming and west coast-flavored “Movie Star”. Otherwise most of these tracks are quite similar to the debut, at least most of them. The band would put together their first full- length psych jam here with the ten minute rambling “Excerpts from the ‘All Electric Fur Trapper’”, which would only be topped during their career by the even longer and more improvisational “Reaffirmation” on the ‘Beware the Shadow’ release. The instrumentation is the same: a couple of guitars, piano, bass and drums. Pub band fare for the most part, but Help Yourself had a knack for coming off as just vaguely enough like several ‘A’ list bands to sound like they were a bit more accomplished than what they probably were. The title track for example has a jaunty piano intro and lumbering tempo that bears a striking resemblance to a fair amount of Joe Walsh’s solo stuff; even the theme, something about a classy chick picking up a bum in a bar, sounds like something Walsh would have penned. “Brown Lady” leans quite heavily into Ambrosia or Firefall territory with its strumming acoustic guitar, almost invisible bass line, and disjointed amorous lyrics. The Graham track “Movie Star” fits quite well in between the Morley tunes, but with harmonizing vocals that recall Buffalo Springfield or even CSN; while “Deanna Call and Scotty” has a Morley vocal track and piano accompaniment that could easily have been inspired by any number of tracks from ‘Abbey Road’, or maybe even some of the early seventies albums from the Beatles Lite (ELO). The band moves back into pub rock with “Heaven Row”, even to the extent of including female harmonizing vocal backing. And the closing “Many Ways of Meeting” has a real “Let it Be” feel to it but without any kind of heavy lyrical undercurrent of meaning. But the stand out track is the aforementioned “Excerpts from the ‘All Electric Fur Trapper’”, a lightly psychedelic and slow- developing instrumental that weaves in acoustic picking, electric strumming, fuzz, and some odd keyboard effects with a couple minutes of undisciplined jamming that sounds awfully acid-inspired. The result is one of those space-out songs that is best listened to in early dusk while lying on the hood of your car in a park somewhere. Peaceful, easy stuff, and probably brought the lighters out when it was played live at festivals back then (assuming it was played live at festivals, which I’m sure it was). The next couple albums would be a bit heavier than this one, which is a bit heavier than the debut. But in reality these guys can be easily lumped with Man, pre-Laurie Wisefield Wishbone Ash, or Home. In other words British pub rock that aspires to be a bit more, and is inexplicably very west coast leaning in its execution. Decent stuff, probably not progressive, but worth a listen unless you are a prog purist. Three stars. ClemofNazareth ..::TRACK-LIST::.. CD 2 - STRANGE AFFAIR (remastered edition) Released in 1972: 1. Strange Affair 2. Brown Lady 3. Movie Star 4. Deanna Call And Scotty 5. Heaven Row 6. Excerpts From 'The All Electric Fur Trapper' (Soundtrack From The Film Of The Novel) 7. Many Ways Of Meetings Bonus Track: 8. Heaven Row (A-Side Of Single - Released In 1972) ..::OBSADA::.. Malcolm Morley - keyboards, guitar, vocals, composer (excl. 3) Richard Treece - bass, guitar, vocals Paul Burton - bass, guitar, vocals Dave Charles - drums, percussion, vocals With: Ernie Graham - guitar, vocals Jonathan 'Jojo' Glemser - guitar https://www.youtube.com/watch?v=3ErEZ9_7SK0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-29 10:04:26
Rozmiar: 234.66 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|